"Orfeusza i Eurydykę" Trelińskiego można oglądać na dwa sposoby - wnikliwie pod kątem muzyczno--scenicznym, ale i jak film, zwracając uwagę głównie na dramat obojga bohaterów. Dlatego płytę polecam także okazjonalnym bywalcom opery - pisze Marcin Zawadzki w Nowościach.
Ona w akcie desperacji popełnia samobójstwo. On zadręcza się, że to z jego powodu. Męczą go wyrzuty sumienia. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo ją kochał, a tego wcześniej nie okazywał. Niestety, jest już za późno... Ale oto siły nadprzyrodzone dają zrozpaczonemu szansę. Może zejść w zaświaty po ukochaną. Odzyska ją pod warunkiem, że do pewnego momentu na nią nie spojrzy. Tymczasem ona wcale nie okazuje radości z jego wizyty i właśnie żąda, by na nią spojrzał. Tym ma udowodnić swoją miłość.... Sytuacja staje się tragiczna.... To nie jest scenariusz thrillera ani filmu psychologicznego. To jedna z najbardziej klasycznych oper w historii gatunku, a także jeden z najczęściej wykorzystywanych w dziejach sztuki mitów, ale, oczywiście, we współczesnej interpretacji. Taki pomysł na "Orfeusza i Eurydykę" Christopha Willibalda Glucka miał Mariusz Treliński. Spektakl zarejestrował w warszawskim Teatrze Wielkim, a wydał w konwencji fil