Po przejęciu władzy przez nowy rząd część państwowych agencji i instytutów pozostanie pod kontrolą osób powołanych przez PiS. Zapowiedź wymiany kierownictwa może się okazać trudna do zrealizowania.
Pod kontrolą poszczególnych ministerstw znajduje się w Polsce kilkaset podmiotów. Ich sposób funkcjonowania jest różny. W zależności od rangi i znaczenia danej instytucji działalność jest regulowana przez ustawę, rozporządzenie lub zarządzenie konkretnego ministra. Nie ma jednego wzorca, według którego wskazuje się kierownictwo danego podmiotu - zazwyczaj jest to arbitralna decyzja członka rządu, czasem rozpisywany jest konkurs.
Przez osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy doszło do wymiany szefostwa znacznej części instytucji podległych rządowi. Do wielu państwowych agencji, instytutów i ośrodków oddelegowano ludzi bezpośrednio związanych z obozem rządzącym lub szczególnie bliskich ministrowi odpowiedzialnemu za dany obszar. Część z nich po objęciu teki premiera przez Donalda Tuska utrzyma się na stanowiskach, m.in. ze względu na trwającą kadencję i warunkowy sposób odwołania.
Zaciąg z KUL
W ośrodkach nadzorowanych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki nietrudno znaleźć dyrektorów związanych z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim (wykładowcą tej uczelni przez wiele lat był dotychczasowy szef MEiN Przemysław Czarnek). Przykład? Powołanie w lipcu 2021 r. prof. Roberta Ptaszka z Katedry Filozofii Religii KUL na dyrektora Instytutu Badań Edukacyjnych. Poprzedni szef IBE zrezygnował, gdy - jak donosiła „Gazeta Wyborcza" - minister zaczął arbitralnie wskazywać jego zastępców bez uprzednich z nim konsultacji. Nowy minister na podstawie ustawy o instytutach badawczych może odwołać dyrektora.
Z kolei w sierpniu 2022 r. dyrektorem Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej został były współpracownik Czarnka, dr Dawid Kostecki, związany z Katedrą Teorii i Filozofii Prawa KUL. Decyzja wywołała kontrowersje, w przestrzeni medialnej pojawiały się zarzuty o braku wystarczającego doświadczenia do kierowania instytucją, która dysponuje 250-milionowym budżetem. - To doktor nauk prawnych z KUL i człowiek zaangażowany w rozwój nauki. Ma szeroko rozwinięte horyzonty - kontrargumentował szef MEiN w Onecie. Ustawowa kadencja szefa NAWA trwa pięć lat (a więc do połowy 2027 r.) i może zostać skrócona przez ministra jedynie w określonych przypadkach (np. działanie niezgodne z prawem lub brak zatwierdzonego sprawozdania finansowego).
Pod koniec ubiegłego roku doszło do jeszcze jednej nominacji dla człowieka związanego z lubelską uczelnią. Stery w nowo powołanym Instytucie Rozwoju Języka Polskiego im. św. Maksymiliana Kolbego objął prof. Jacek Gołębiowski, który 15 grudnia 2022 r. został powołany przez Czarnka na pięcioletnią kadencję. W myśl pierwotnego brzmienia ustawy szef IRJP mógł zostać odwołany przez ministra „w każdym czasie". Przepis ten jednak uchylono wrzutką w nowelizacji Karty nauczyciela z lipca 2023 r. W myśl nowych przepisów, które weszły w życie chwilę przed wyborami, szef MEiN może odwołać szefa IRJP jedynie po jego uprzedniej rezygnacji lub gdy ten zostanie np. prawomocnie skazany.
Przed końcem urzędowania - na początku listopada 2023 r. - minister Czarnek na mocy zarządzenia powołał do życia jeszcze jeden ośrodek - Instytut Badań nad Renesansem i Barokiem im. Jana i Piotra Kochanowskich. O samym podmiocie i jego kierownictwie wiadomo na razie niewiele - ma mieć swoją siedzibę w Zamościu i zajmować się „popularyzacją dziedzictwa kulturowego Pierwszej Rzeczypospolitej".
Jak Gliński kadencję przedłużał
Podczas ośmioletniego urzędowania Piotra Glińskiego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego zmieniono funkcjonowanie kilkudziesięciu instytucji. Czasem była to wymiana dyrektora, nowelizacja statutu lub dodanie do nazwy przymiotnika „narodowy". Jak wynika z ustaleń DCP, w ciągu ostatniego roku szef MKiDN powołał co najmniej kilkunastu dyrektorów w podległych mu instytucjach. I tak min.:
- pod koniec grudnia 2022 r. na drugą pięcioletnią kadencję dyrektorki Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika" Gliński wskazał Dorotę Janiszewską-Jakubiak (wcześniej przez wiele lat związaną z resortem kultury),
- 1 stycznia br. na pięcioletnią kadencję dyrektora Narodowego Instytutu Muzeów wybrał dr Paulinę Florjanowicz (współautorkę sztandarowego dla PiS programu wieloletniego „Niepodległa"),
- 19 kwietnia na pięcioletnią kadencję dyrektora Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków mianował dr. Michała Laszczkowskiego (byłego radnego dzielnicy Ochota z list PiS, członka Rady Odbudowy Pałacu Saskiego),
- 1 czerwca na trzyletnią kadencję szefa Centrum Rozwoju Przemysłów Kreatywnych powołał Mateusza Dzieduszyckiego (byłego świeckiego rzecznika kurii warszawsko-praskiej),
- 9 czerwca na drugą pięcioletnią kadencję dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza wskazał Barbarę Schabowską (w latach 2017-2019 szefową TVP Kultura),
- 14 sierpnia na kolejną trzyletnią kadencję dyrektora Instytutu Dziedzictwa Solidarności delegował Mateusza Smolanę (byłego pełnomocnika Sali BHP Stoczni Gdańskiej),
- 14 listopada na siedmioletnią kadencję dyrektora biura „Niepodległa" wybrał Wojciecha Kalwata (pełnomocnika MKiDN ds. organizacji wydarzeń kulturalnych związanych ze 160. rocznicą powstania styczniowego).
Ewentualne skrócenie ich kadencji może się okazać trudne do przeprowadzenia. Na mocy ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej dyrektor instytucji kultury, który został powołany na czas określony, może zostać odwołany jedynie z powodu rezygnacji, choroby uniemożliwiającej trwale wykonywanie obowiązków lub naruszenia przepisów prawa w związku z zajmowanym stanowiskiem. Jednym z powodów może być także decyzja o przekazaniu państwowej instytucji kultury do prowadzenia przez jednostkę samorządu terytorialnego.
Gliński podjął także parę mniejszych decyzji - zaproponował prezydentowi Otwocka Jarosławowi Margielskiemu z PiS podpisanie specjalnej umowy o współprowadzeniu Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego (co utrudnić ma jego likwidację; od 2020 r. placówką zarządza były senator PiS Jan Żaryn), a w ostatnim dniu urzędowania zwiększył liczbę wicedyrektorów w Filmotece Narodowej.
Po zmianie warty w resorcie kultury najprawdopodobniej w mocy zostanie utrzymanych parę innych nominacji poprzedniego ministra. Do listopada 2024 r. będzie trwać pięcioletnia kadencja Elżbiety Wrotnowskiej-Gmyz (teatrolożki, a prywatnie żony prawicowego dziennikarza TVP Cezarego Gmyza) na stanowisku dyrektora Instytutu Teatralnego, do stycznia 2027 r. pięcioletnia kadencja prof. Magdaleny Gawin (byłej wiceminister kultury) w Instytucie Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego, a do listopada 2027 r. druga pięcioletnia kadencja Wojciecha Kaczmarczyka (byłego sekretarza stanu w KPRM) w Narodowym Instytucie Wolności.
Betonowanie trwa
W innych ministerstwach nietrudno znaleźć podobne przykłady. Po zawirowaniach kadrowych w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości minister funduszy Grzegorz Puda nie zostawił decyzji swojemu następcy i 23 października br. na stanowisko prezesa powołał Mikołaja Różyckiego. Nowy minister będzie mógł odwołać prezesa.
Z kolei w połowie listopada 2023 r. ze stanowiskiem wiceministra finansów pożegnał się Piotr Patkowski, aby na siedem lat wskoczyć do Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego. Po nagłośnieniu sprawy przez media głos zabrał poseł Platformy Andrzej Domański, który już wkrótce może objąć tekę szefa MF w rządzie Donalda Tuska. - Przepisy regulujące, kto może być prezesem PANA, jednoznacznie wskazują, że powinna być to osoba, która posiada doświadczenie w sprawowaniu nadzoru nad wykonywaniem zawodu biegłego rewidenta. Sprawdzimy, czy pan Patkowski mógł objąć to stanowisko, oraz czy nie doszło do złamania prawa przy jego powołaniu. Jeżeli prawo zostało złamane, zostaną naturalnie wyciągnięte konsekwencje - zapowiedział Domański w rozmowie z Money.pl.
Na nowy rząd nie poczekano również z decyzją o powołaniu przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego. 24 listopada 2023 r. premier na kolejną pięcioletnią kadencję powołał Jacka Jastrzębskiego.
W gestii szefa rządu znajduje się także powoływanie i odwoływanie szefostwa kilkudziesięciu innych podmiotów. Część z nich powstała już za rządów Zjednoczonej Prawicy, w tym min. Instytut De Republica (kierowany od 1 lutego 2023 r. przez byłego ambasadora prof. Andrzeja Przyłębskiego, prywatnie męża prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej), Instytut Europy Środkowej, Instytut Pokolenia czy Instytut Strat Wojennych im. Jana Karskiego. W większości tych przypadków nowy premier decyzję o zmianie dyrektora będzie mógł podjąć arbitralnie lub po zasięgnięciu niewiążącej go opinii. Inaczej wygląda to w kwestii np. Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka, w którym 2 sierpnia 2023 r. prof. Maciej Szymanowski został powołany na drugą pięcioletnią kadencję. Ustawa przewiduje, że jego kadencja może zostać skrócona jedynie w przypadku pozbawienia go praw publicznych lub długotrwałej choroby.
Nowy rząd na wojnie z instytutami
Walkę z agencjami i instytutami pojawiającymi się jak grzyby po deszczu zapowiedziała Koalicja Obywatelska jeszcze w kampanii wyborczej. Wśród 100 konkretów zaprezentowanych we wrześniu 2023 r. pojawił się punkt o wygaszeniu działalności części z nich. „Zlikwidujemy Narodowy Instytut Wolności, Fundusz Patriotyczny, Instytut De Republica i 14 innych powołanych przez PiS agencji i instytutów, które są przechowalnią pisowskich aparatczyków. Zlikwidujemy 42 stanowiska rządowych pełnomocników, zmniejszymy liczbę ministrów i wiceministrów" - zadeklarowali politycy KO. Które konkretnie podmioty znajdują się na liście do likwidacji? Nie sprecyzowano.
- Chciałem bardzo wyraźnie powiedzieć, że działania pozytywne będą kontynuowane. Ale wyłącznie te, które na to zasługują - deklarował enigmatycznie poseł KO Michał Szczerba w październikowej rozmowie z OKO. press.
Część instytucji działa na podstawie odrębnej ustawy, a więc ich likwidacja musiałaby zostać przeprocedowana przez Sejm i Senat, a następnie zyskać aprobatę prezydenta, którym do sierpnia 2025 r. będzie Andrzej Duda. Taka sytuacja może spowodować, że realizację tej obietnicy wyborczej politycy nowej większości będą musieli odłożyć w czasie, licząc na korzystną dla nich zmianę w Pałacu Prezydenckim.