- Mój debiut to był "Smak miodu" Shelagh Delaney, sztuka wystawiona w 1959 roku w Teatrze Wybrzeże. Reżyserował Konrad Swinarski. Grałem zagubionego młodego geja, który zaprzyjaźnia się z piękną dziewczyną. No ale oczywiście z miłości nici, co ona musi zaakceptować - mówi WŁADYSŁAW KOWALSKI, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie.
Grzegorz Sroczyński: Jakieś reakcje? Władysław Kowalski: - Kilka telefonów z wyzwiskami. SMS "wychowałeś pedała". Znajomy mówił, że Telewizja Trwam pokazała ten plakat z komentarzem, że źle wychowałem syna i dlatego został gejem. GS: Boli? WK: - Nie tak bardzo jak myślałem. GD: Pan to zrobił dla Kuby? WK: - Dla siebie. Wyłącznie. Kuba nie ma ze swoim gejostwem najmniejszego problemu. Jest szczęśliwym człowiekiem. Wykonał coming out pięć lat temu i się wyzwolił. A ja - nie do końca. Kiedy zadzwonili z Kampanii przeciwko Homofobii z propozycją, żebym wziął udział w akcji "Rodzice, odważcie się mówić", powiedziałem najpierw "nie". A potem pomyślałem, że to świetna okazja, żeby wyjść ze strefy niedomówienia. Niedomówienia? - Wyzwolić się z tego obsesyjnego myślenia, sieci podejrzliwości. Wiedzą? Nie wiedzą? Udają, że nie wiedzą? A może szepczą za moimi plecami? Wydawało mi się, że cała Warszawa w kółko rozmawia o sprawac