Kiedy w grudniu roku ubiegłego Teatr Wielki w Warszawie odwołał w ostatniej chwili z dawna zapowiadaną premierę opery Krzysztofa Pendereckiego "Diabły z Loudun" dyrekcja motywowała to niefortunne posunięcie grypą panującą wśród zespołu wykonawców. Ale w środowisku muzyków oraz miłośników muzyki nie obeszło się bez złośliwych komentarzy i docinków. Słusznie. Nie wnikając bowiem w to, czy grypa była prawdziwa, czy też jedynie pretekstem, stwierdzić należy, iż na okazję poznania dzieła polskiego kompozytora, dzieła, które zdążyło już obejść ogromną liczbę scen operowych całego świata, czekaliśmy o wiele za długo, bo aż pięć lat. Więc, kiedy wreszcie 8 czerwca doszło do polskiej prapremiery, nie zdziwiłem się, gdy w kuluarach usłyszałem szepty: "Uważajcie, żeby się nie zarazić. Tutaj wciąż szaleje grypa". Nie wiem, czy przypisać to istotnie diabłom, czy też klimatowi, jaki tego dnia panował na widowni - fak
Tytuł oryginalny
Nie wierzę Pendereckiemu, nawet gdy mówi prawdę
Źródło:
Materiał nadesłany
Literatura nr 26