Nie da się ukryć, że temat opery Pendereckiego jest dziś, szczególnie w Polsce, drażniący. Opowieść o mechanizmie ludzkich namiętności, zdolnych do największych kłamstw w imię miłości, zdrad w imię pobożności, słabości w imię zaspokajania potrzeb, tych przyziemnych i tych duchowych - wszystko to brzmi znajomo.
Kiedy dziesięć lat temu (także jubileuszowo!) Krzysztof Warlikowski wystawił w Warszawie operę "Ubu Rex", wywołał spore oburzenie. Tytułowy bohater, ubrany w dres, zamieszkiwał w typowym polskim mieszkaniu z rozkładaną wersalką i obrazem Matki Boskiej na ścianie, zaś przed zabójstwem króla Wacława oglądał kolejny odcinek popularnego kryminalnego programu "997". Można jedynie snuć domysły, jakie interpretacje mogłaby dziś wzbudzić ówczesna reżyserska wizja wojny polsko-rosyjskiej za pomocą papierowych samolotów (wtedy ta scena bawiła część recenzentów), niemniej całość była interesującą próbą dorównania prowokacyjnemu, a zarazem ironicznemu i groteskowemu charakterowi nie tylko opery Pendereckiego, ale także jego wielkiego prawzoru, czyli dramatu Alfreda Jarry'ego (1896). Tamten skandal zdaje się wprawdzie nie do powtórzenia, żaden jednak z dotychczasowych spektakli (nie wyłączając filmu Piotra Szulkina z roku 2003) nawet nie zbliżył s