Ledwie jaki polski teatr, zespół, artysta wróci z występów za granicą albo i już podczas ich trwania - czytamy po wszystkich gazetach wielkie tytuły głoszące o ogromnych międzynarodowych sukcesach "naszego" teatru, "naszego" zespołu, "naszego" ukochanego artysty. Zweryfikować trudno, wierzyć miło. Jeśli się człowiek trochę powłóczy po świecie, to wie, jakie to nieraz bywają te "nasze sukcesy", w jakim towarzystwie, przez kogo promowane, niestety. I diabli biorą, bo podobne enuncjacje o "oszałamiających sukcesach" "naszego" Iksa (nazwisko znane redakcji) w remizie dla drobnych sklepikarzy odbierają ufność, ba - wręcz deprecjonują sukcesy i osiągnięcia autentyczne, rzeczywiście niepodważalne miejsce i rangę polskiej sztuki teatralnej na giełdzie światowej. Deprecjonują w odbiorze krajowym zasługi także tych teatrów i przedstawień, tej polskiej sztuki teatru, której w istocie słowo "sztuka", międzynarodowa estyma rzeczywiście
Tytuł oryginalny
Nie używam słowa sukces
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura Nr 20