"Damy i huzary" cieszą się dziś wśród komedii Aleksandra Fredry stosunkowo sporym powodzeniem. Może dzięki dozie dobrotliwego cynizmu w przekomarzankach miłosnych starszego głównie pokolenia, który to cynizm przygłusza nieznośną konwencjonalność amantów? Może z powodu znakomitych gagów sytuacyjnych; to one, a nie prosta jak drut intryga, stanowią tu o atrakcyjności scenicznej? Może dla komediowych możliwości aktorskich (w Katowicach chociażby Krystyna Wiśniewska w popisowej roli Anieli, Roman Michalski jako jowialny Kapelan, Wiesław Kańtoch w roli starego wiarusa Grzegorza)? Ponad wszelką wątpliwość o atrakcyjności "Dam i huzarów" nie stanowi fura dwudziestu piosenek dopisanych Fredrze przez Macieja Wojtyszkę. Wtykane w punkty zwrotne sztuki psują ją, spowolniają, wytrącają z tempa, a same w sobie nie są ani dowcipne w słowach, ani oryginalne w muzyce Jerzego Derfla. I proszę, niech inscenizator, nawet przy wszystkich
Tytuł oryginalny
Nie uchodzi, nie uchodzi czyli damy i huzary
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 12