- Najbardziej mierzi mnie indolencja części krytyki, która nawet nie potrafi porządnie mnie skrytykować! Mówią, że robię marny teatr i tłuczkują mnie Lupą, a nawet Warlikowskim ci sami ludzie, którzy opowiadali o spektaklach Lupy, jakie one nudne i jaki to Kaszpirowski polskiego teatru, a o Warlikowskim, że kradnie z Zachodu i robi szokerski teatr - mówi reżyser JAN KLATA.
Małgorzata Rokicka: Czym jest, według Ciebie, przerost formy nad treścią? Jan Klata: Trudno mi powiedzieć, czym jest przerost formy, natomiast mogę powiedzieć, czym dla mnie jest forma w teatrze. Przede wszystkim czymś ogromnie ważnym. Kiedy zaczynamy robić nasze spektakle - mówię w liczbie mnogiej, bo razem ze mną jest stała grupa ludzi: choreograf Maćko Prusak, scenografowie Mirek Kaczmarek i Justyna Łagowska, która przy okazji jest też moją żoną zawsze zastanawiamy się najpierw, jaka forma pasuje do konkretnego tekstu. One wszystkie są bardzo różne, bo co łączy Gogola i powieść science fiction albo "Hamleta" i "Lochy Watykanu". Za każdym razem szukamy nowej formy, która najlepiej będzie odpowiadała temu, co chcemy opowiedzieć i co jest zawarte w tych tekstach. Czasem jest to dość paradoksalne. Ale tak w zasadzie może powiedzieć każdy reżyser... - Powiedzieć może każdy, ale zwróć uwagę, że reżyserzy często mają swój styl i do t