EN

21.09.2024, 14:01 Wersja do druku

Nie Twoja kolej, kochanie

„Nie twoja kolej, kochanie” w reż. Tomasza Cymermana w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Daniel Źródlewski na blogu Teksty Źródłowe.

fot. Piotr Nykowski

Tak, nie mam prawa jazdy. Tak, nigdy nie prowadziłem żadnego mechanicznego pojazdu kołowego, nawet hulajnogi elektrycznej. Za to często i chętnie rower, a za młodu to nawet deskorolkę i rolki. Stop! Przypomniałem sobie: był pojazd mechaniczny! Ze trzydzieści lat temu w Cricolandzie w Warszawie pod samiutkim Pałacem Kultury i Nauki zasiadłem za kierownica takiego autka na prąd z gumową burtą co się zderza z innymi. Liczy się? Tak czy inaczej NIE TO, ŻE CHCĘ, ALE MUSZĘ BYĆ SKAZANY NA PUBLICZNĄ KOMUNIKACJĘ BLIŻSZEGO I DALSZEGO ZASIĘGU. Jestem jej wytrawnym użytkownikiem, znawcą, praktykiem, eksploratorem. Ba! Jestem jej wiernym, choć sceptycznym admiratorem. A trudna to miłość… 

Moje wieloletnie i intensywne doświadczenia z PKP, PR, ZDITM, TS, ZTM, PKS, KA, ŻŚ, KD, MPK, PKK* zasługują na doktorat, a habilitację robię ostatnimi czasy we współpracy z zagranicznymi partnerami m.in. ČD, DB, BVG, VBB, VMV, VVR**. I w tym miejscu mogę pocieszyć wszystkich rodaków korzystających z usług narodowych lub lokalnych (rodowitych) przewoźników – za granicą wcale nie jest lepiej, podobno jedynie Japonia i Korea Południowa się wyłamują. Najbardziej lubię narodowego niemieckiego przewoźnika, który często pozwala sobie na odwoływanie pociągów, bo… tak. Nie ma erzaców, nie ma komunikatów, konduktorzy znikają, a pociągu po prostu nie ma i nie będzie. I co? I tu muszę nieco przyspojlerować, bo sięgnę do mojego (już) ulubionego cytatu z „Nie twoja kolej, kochanie”: GÓWNO! 

O wykluczeniach komunikacyjnych w Polsce zrobiło się głośno za sprawą kilku udanych publikacji. W 2019 wydane zostały dwie ważne dla zrozumienia tematu książki: „Nie zdążę” Olgi Gitkiewicz oraz zawierająca surowe oceny „Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej?” Karola Trammera. Trzy lata później o wkluczeniach komunikacyjnych było jeszcze w poczytnym tomie Marka Szymaniaka „Zapaść. Reportaże z mniejszych miast”. Za nimi poszli kolejni pisarze i dziennikarze fundując serię niepokojących reportaży jeszcze bardziej uzmysławiających skalę problemu. Niedawno Filip Springer na stronach znakomitego „Mein Gott, jak pięknie” opisał budowę Pruskiej Kolej Wschodniej (Preußische Ostbahn) łączącej Berlin ze stolicą Prus Wschodnich – Królewcem (Königsberg). Gdy zestawić inwestycję sprzed niemal 150 lat z dzisiejszym stanem infrastruktury kolejową na tym obszarze… Milknę, bo inaczej musiałbym użyć słów uznawanych powszechnie za niecenzuralne i obraźliwe. A, dla zrozumienia fenomenu polskich kolei lekturą obowiązkową powinna być lektura książki „Opóxnienie może ulec zmianie” napisanej przez prawdziwego maszynistę Marcina Antosza. Można się z niej dowiedzieć na przykład dlaczego w wagonach pasażerskich jest tak pojebana numeracja siedzeń. 

Do listy powyższych dołącza właśnie „Nie Twoja kolej, kochanie”. Tak, siłą spektaklu jest tekst Krzysztofa Szekalskiego w dramaturgicznej aranżacji reżysera Tomasza Cymermana. To napisana znakomitym językiem opowieść łącząca wątek obyczajowy oraz reportażowy. Ten pierwszy to historia Elizy i Piotra, których strzała miłości połączyła przypadkowo na peronie dworca Łódź Fabryczna i w drugą rocznicę tego wydarzenia spontanicznie wpadają na pomysł spotkania tamże. Los zrządził, że On jest akurat u chorego wuja w Bieszczadach, a Ona w domu Szczecinie. Podejmują jednak próbę dojazdu i spotkania na „peronie miłości” mniej więcej w połowie drogi. Rozkład jazdy sukces gwarantował… 

Drugim wątkiem opowieści jest wykluczenie komunikacyjne w Polsce, stan infrastruktury oraz kondycja intelektualna tym sektorem zarządzających. Myślę, że gdyby prowadzić statystyki, w jakich momentach Polacy przeklinają to znakomita większość, tuż za sytuacją służby zdrowia, wskazywała by na wszelkie sytuacje związane z transportem zbiorowym. Nie dziwi też stosunek do wszelkich przedsiębiorstw czy organizacji, ze szczególnym uwzględnieniem wysokiej kreatywności w rozszyfrowywaniu popularnych skrótów ich pełnych nazw. Od teraz szczeciński spektakl może stanowić ich bezcenne repozytorium. 

Gdyby odrzeć spektakl z wątków reportażowych otrzymalibyśmy traktat o podróży, znakomicie wyrażający jej wszelkie odcienie. Te związane ze zmęczeniem, znużeniem, niedogodnościami, ale też pożądaną przygodą i wreszcie wewnętrzną podróżą, w głąb siebie. O tym jak istota podróży (tej mentalnej i fizycznej) wpływa na każdego z nas, bo też praktycznie każdego dotyczy albo dotyka, pisała Olga Tokarczuk w „Biegunach”: Miejsce i czas: dowolne. Kierunek: przed siebie. Cel: lekcja tożsamości. Ryzyko: zagubienie. Czyż podróż Elizy i Piotra nie okaże  się finalnie czymś znacznie głębszym i ważniejszym niż tylko przebiegiem kilometrów i podziwianiem zmieniających się zza oknem krajobrazów? 

Podróż do „peronu miłości” jest osią narracji dramatu, albo tłem do reportażowego sportretowania palącego problemu. Wszelkie dane, które mówią o znaczeniu i skali wykluczeń komunikacyjnych w Polsce zaprezentowano w dynamicznej formie tekstowej. Szybka prezentacja najważniejszych liczb i faktów w zupełności wystarczyła do zrozumienia przedmiotu. Pozostałe całkiem poważne aspekty tego zjawiska twórcy ujęli w formie żartobliwych songów albo wzbudzających salwy śmiechu dialogach. Sarkazm leje się tu strumieniami. Ale to chyba najlepsza emocja, by opowiadać o stanie polskich kolei czy innych form „zbiorkomu”. Chyba, że dodać jeszcze ironię, złośliwość, złość i wreszcie ostre wkurwienie. Znamienna jest zmiana na świetlnej tablicy – między ODJAZDEM a ODWROTEM… 

fot. Piotr Nykowski

Stylowi tekstu Szekalskiego uległ reżyser Tomasz Cymerman. Jeszcze przed premierą zapewniał, że rzecz nie jest literacką fikcją, a historią opartą o dostępną literaturę, a przede wszystkim własne doświadczenia. Cymerman przytaczał porażające fakty o lokalnych połączeniach, na przykład, że przejazd do miejscowości oddalonej kilkadziesiąt kilometrów od Olsztyna, zajmuje tyle samo czasu co podróż między Warszawą a Krakowem. Gdyby to nie było straszne, to byłoby śmieszne, ale z tego drugiego mówiąc o polskich torach czy drogach zrezygnować nie można, nie da się… Zaproponował zatem znakomitą absurdalną formułę i… atmosferę. Wspaniale oglądać na scenie aktorów, którzy lubią siebie, lubią tekst, a przy tym świetnie i szczerze się bawią (także z publicznością). Cała trójka epatuje bezceremonialnym dystansem, tyleż wyrafinowanym co absurdalnym poczuciem humoru, ale jednocześnie rozumieją powagę tematu i znaczenie tego o czym mówią i śpiewają, bo to micromusical. Nie ma się zresztą co dziwić takiemu wyborowi formy, bo piosenek o kolei w tradycji polskiej estrady było sporo: „Historia pewnej podróży” Marka Grechuty, „Wars Wita” Wałów Jagiellońskich czy wreszcie „Wsiąść do pociągu byle jakiego” Maryli Rodowicz. Kolejowa (choć w wersji underground) tradycja musicalowa ma się w Polsce równie dobrze, przecież ikoną naszych muzycznych produkcji tego gatunku jest „Metro” Januszów Józefowicza i Stokłosy. Dominik Strycharski, znakomity i doświadczony kompozytor także uległ lekkości i humorowi proponując właściwie pastisz musicalu. W piosenkach aktorom towarzyszy melodia nagrana, momentami dopełniona gitarą Pawickiego (na żywo), beatboxem Bety albo dźwiękami zabawkowych pianinek. To żartobliwe utwory, garściami czerpiące i jednocześnie wyszydzające pewne określone muzyczne gatunki, maniery, a nawet konkretne utwory z przestrzeni kultury popularnej. To też takie trochę garażowe śpiewanie, jakby przybrudzone. Jak z dobrego berlińskiego klubu z okolic Kreuzkölln – styku dwóch dzielnic, modnego dystryktu alternatywnej kultury i rozrywki. Kompozytor zostawił jednak przestrzeń dla poważniejszych (sic!) utworów, tym samym dając także szansę na pełniejszy pokaz wokalnych umiejętności aktorów.

Konrad Beta zaskoczył swoim głosem, tak jak jakiś czas temu beatboxem, a zupełnie niedawno tańcem w „Dotyk za dotyk. Dansing” Katarzyny Sikory. Teraz okazało się, że niezły z niego wokalista. Poza muzyczną przestrzenią jego Piotr to postać tyleż pogubiona co zawzięta, zdradzająca maniery niepokornego dandysa, ale pokonanych wyzwaniami codzienności. Skrojona wiarygodnie i wyraziście. O muzycznym talencie Konrada Pawickiego i jego zawadiackim śpiewaniu wiemy od dawna, wystarczy przywołać spektakle z Piwnicy przy Krypcie – „Od Villona do Cohena – Bohema”, „Nick Cave – Miłosne opowieści” (z Joanną Prykowską), „Sens życia według Tiger Lillies” czy „Drzwi Morrisona”. I tu poradził sobie znakomicie, wspomagając jednocześnie grą na basie. Jego Chochlik – figura narracyjna oraz odtwórca pozostałych niezbędnych postaci – bawi hybrydą finezji i frywolności, trafnym lecz wyrafinowanym humorem oraz – jak całe trio – ironicznym dystansem. Magdalena Wrani-Stachowska zachwyciła swoim śpiewaniem już w pamiętnym „Bziku. Ostatniej minucie” Eweliny Marciniak i oczywiście w „Być, jak Beata”. Tym razem również. Choć jej sceniczni partnerzy wywiązują się z muzycznych zadań bez zarzutu, to solowe partie muzyczne należą do Wrani-Stachowskiej! W spektaklu wciela się w Elizę, którą podróż do „peronu miłości” dotkliwie doświadcza i powoduje radykalną przemianę. Nie licząc tego co się wydarzy w Chechle (spokojnie, nie zdradzę) warto zobaczyć ją skąpaną w różnorodnościach – to na zmianę radość, beztroska, nadzieje, motywacja, konkret, rezygnacja, zakłopotanie, przerażenie, strach. 

Jest w spektaklu kilka scen, które na długo pozostaną w pamięci widzów lub/i w teatralnych annałach. To bez cienia wątpliwości sekwencja obleganych toalet na dworcu (sic!) w Poznaniu, definicja dworcowego „dziada” oraz „leniwe” komunikaty peronowe. Do łez bawią praktycznie wszystkie sceny z próbami kontaktu (ekhm) z kolejowym personelem. To choćby przytoczona już we wstępie riposta maszynisty po jebnięciu składu w krawędź peronową, albo trudy kupna biletów czy uzyskania (jakiejkolwiek) informacji. Tu uwaga dla twórców od wytrawnej hieny pociągowo-dworcowej – proszę udać się na dworzec i dokładniej wsłuchać się oraz zdokumentować treści komunikatów, mają Państwo kilka nieścisłości. Jakby co, służę pomocą.   

Coś niedobrego niestety wydarzyło się w przestrzeni wizualnej spektaklu. Scenografia opracowana przez reżysera nawiązuje do kolejowej infrastruktury, ale zbyt powściągliwie. Fotele przypominają bardziej stare kino, a nie kolejowy wagon. Podświetlana tablica informacyjna zamiast dworca przywodziła na myśl „Koło Fortuny”. Chciałem w podeście ustawionym na horyzoncie zobaczyć krawędź peronu, ale zobaczyłem tylko… podest. Zupełnie zaś nie rozumiem użycia najtańszych lamp „Lampan” z asortymentu IKEA. Szkoda, też że kostiumy Marty Śniosek-Masacz nie nawiązywały do kolejowych akcentów aranżacyjnych. Sukienka Elizy z tych brązowych firanek, albo gajer Chochlika czy marynara Piotra we wzory z obić pociągowych siedzeń były boskie, można by było wprowadzić je do sprzedaży jako gadżety – sic!. Zawiodła też reżyseria świateł, których znaczenie w kolejowym świecie jest nie tylko istotne, ale też symboliczne. Migania ikeowskimi „Lampanami” udającym przejazd pociągu to zbyt mało. 

Cieszy mnie bardzo, że Teatr Współczesny w Szczecinie w ramach zainicjowanej przez byłego dyrektora artystycznego Jakuba Skrzywanka społecznej misji zawartej w haśle „Teatr, który słucha. Teatr, który porusza” zaproponował rozmowę na ten właśnie temat. Cieszy też, że twórcy postawili na lekką i humorystyczną formę, co pozwoli na łatwiejszą i szerszą popularyzację problemu. Tylko taką – czytelną, zrozumiałą i otwartą – formą można dziś dotrzeć do odbiorców, którzy mogą albo powinni być beneficjentami tego spektaklu. Nie mogę się doczekać parady „Nie Twoja kolej, kochanie” po scenach powiatowych i gminnych scen domów kultury, albo dworcowych poczekalni (jeśli czynne lub istnieją). Tak, warto z tym spektaklem ruszyć w podróż. Nie koniecznie koleją, bo…

***

*Polskie Koleje Państwowe, Przewozy Regionalne, Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego, Tramwaje Szczecińskie, Zakład Transportu Miejskiego w Poznaniu, Państwowa Komunikacja Samochodowa, Komunikacja Autobusowa w Świnoujściu, Żegluga Świnoujska, Koleje Dolnośląskie, Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne we Wrocławiu, Powiatowa Komunikacja Karkonoska,  

**České dráhy, Deutsche Bahn, Berliner Verkehrsbetrieb, Verkehrsverbund Berlin-Brandenburg, Verkehrsgesellschaft Mecklenburg-Vorpommern, Verkehrgesellschaft Vorpommern-Rügen)

***

„Nie Twoja kolej, kochanie”

Teatr Współczesny w Szczecinie scena Teatr Mały

reżyseria, dramaturgia i scenografia: Tomasz Cymerman

tekst i piosenki: Krzysztof Szekalski

kompozycja piosenek i muzyka: Dominik Strycharski

kostiumy i konsultacja scenograficzna: Marta Śniosek-Masacz

inspicjentka: Magdalena Kaźmierska

obsada: Magdalena Wrani-Stachowska, Konrad Beta, Konrad Pawicki

Tytuł oryginalny

Nie Twoja kolej, kochanie

Źródło:

Teksty Źródłowe
Link do źródła