- Mam dystans do siebie, znam swoje możliwości. Poza tym aktorstwo nie jest jedyną rzeczą, którą się zajmuję. Mam w Krakowie swój lokal-firmę, z której jestem dumny. Nazywa się "Molier". Mam tam swoją scenę. Jest absolutnie niezależna. I ja, ARTUR DZIURMAN, jestem też człowiekiem całkowicie niezależnym.
W "Klanie" zagrat Leszka, "szemranego" brata Krystyny Lubicz, w serialu "Kryminalni" wcielił się w płatnego hiszpańskiego snajpera, a w "Fali zbrodni" wenezuelskiego mafiosa... Wchodzi Pan w nowe seriale ciągle jako czarny charakter. - Faktycznie trochę się tego nazbierało. Ważne, że nie jestem tzw. czarnym charakterem z jednego serialu, taką jednowymiarową postacią negatywną, graną codziennie przez dwa lata. To byłby mój aktorski koniec. Na szczęście, ciągle jestem inną postacią. Czasem gangsterem silniejszym, czasem słabszym, tu jakimś mordercą, tam handlarzem kokainą - to złamanie wizerunku. W serialu "Prawo miasta" gram w parze z Andrzejem Supronem. Mącimy i robimy różne machloje, ale... Przez kilkanaście odcinków wychodzimy na strasznych facetów, ale w końcu okaże się, że działaliśmy w dobrej wierze. Staram się z każdej negatywnej postaci wydobyć prawdę. Nawet, jeżeli gram gangstera, bandytę, mordercę, to zawsze usiłuję w nic