STYCZNIOWA wizyta w Warszawie Teatru Wybrzeże ze sztuką młodocianej Angielki, Shelagh Delaney, "Smak miodu", utwierdziła nas w respekcie dla nadmorskiego zespołu. "Smak miodu" odbywa triumfalny pochód po scenach świata w nimbie sensacji. Jest to dojrzałe, ciekawe dzieło dziewiętnastoletniej autorki, a więc "angielskiej Saganki", w dodatku robotnicy, która po obejrzeniu w teatrze "wariacji na jeden temat", Terrence Rattigan, założyła się, że potrafi napisać sztukę i... napisała. A więc miałby to być rzekomy triumf dyletantyzmu. Może jakaś prostacka, nieuczona twórczość z pogranicza Ociepki i rysunków dziecięcych? Nic podobnego! Jest to normalny, umiejętnie napisany dramat z mocno zarysowanym konfliktem, choć może trochę przeciążony psychologizowaniem. Jak przystało na pisarkę anglosaską XX wieku, Delaney dokonuje wiwisekcji psychologicznej na materiale postaci spaczonych, lub nienormalnych. Osoby sztuki - to efektowna 50-letnia prostytutka
Tytuł oryginalny
Nie święci garnki lepią
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 18