Farsa Frayna jest samograjem, ale idzie na dno, gdy jest nieudolnie zagrana - o "Czego nie widać" w reż. Jana Tomaszewicza w Teatrze im. Sewruka w Elblągu pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Michael Frayn pewnie zliczyć nie potrafi, ile razy jego przebojowe "Czego nie widać" pojawiało się na teatralnych scenach. Jan Tomaszewicz - reżyser elbląskiej odsłony farsy - zmagał się z tym tekstem już kilkakrotnie. I to dziwi, bo przedstawienie u Sewruka przypomina prędzej amatorski spektakl, a nie majstersztyk poparty doświadczeniem. Czyżby co za dużo, to nie zdrowo? Teatr w teatrze. Sztuka pokazuje aktorów od kuchni - ich niedoskonałości, słabostki i potknięcia na scenie. To farsa, która kpi ze sztuki aktorskiej. Pech, bo "elbląska trupa" wzięła sobie to do serca i grając Frayna wykłada się na całego. Wykłada się też Tomaszewicz, bo - sztuka pokazuje jak na tacy - że jego silną stroną na pewno nie jest praca z aktorem. Bo oto oglądając "Czego nie widać" ma się wrażenie, że uczestniczy się w zabawie gimnazjalistów w teatr. Dosłownie. Wyłania się tu nieudolne aktorstwo, a w zawodowym teatrze to razi po oczach. Wszyscy sprawiają wraże