Baba zabiła chłopa. Maluchem, na ulicy. Potrąciła i uciekła. Szok. Nikt nic nie rozumie: ani synowie emerytowanej nauczycielki i działaczki komitetu parafialnego, ani policjant, którego w swoim czasie pani Ania wykierowała na ludzi, ani nikt w miasteczku, gdzie wszyscy znają się jak łyse konie. Za chwilę jednak spróbują zrozumieć, każdy na własny użytek. I zacznie się piekło. Taki temat na scenie? Zdawało się, że teatr definitywnie odstąpił od prób portretowania rzeczywistości, zbaczając w uniwersalne pytania, w drobiazgowe wiwisekcje psychologiczne, w postmodernistyczne patchworki, w śmiech czysty. A tu, proszę: prowincjonalna społeczność, zdarzenie jak z gazetowego reportażu, realia weryfikowalne gołym okiem. Bogiem a prawdą, niebogate te realia; Marek Bukowski, młody prozaik i dramatopisarz, nie jest rodzajowym malarzem małomiasteczkowych klimatów. Nie ubarwia postaci, nie różnicuje języka, skąpo szkicuje tło. Konflikt p
Tytuł oryginalny
Nie sądźcie
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 11