ZNACIE? To posłuchajcie? Znacie? To zobaczcie raz jeszcze. Tak chyba można by reklamować komedię Fredry "Damy i huzary". I tak mógłby robić Teatr Dramatyczny w Gdyni, gdyby nie kilka "ale". Rozprawię się z nimi od razu, bo wszystko co poza tym, warte jest pochwały. A jak z tego wyjdzie przedstawienie, widzowie i tak osądzą sami. Pierwsze "ale" to scenografia Wojciecha Zembrzuskiego. Mówiąc, oględnie, niepiękna. Scena, niewielka przecież, gdyńskiego teatru zagracona jest do granic wytrzymałości, zaśmiecona dosłownie (walającą się słomą) i w przenośni, "wykończona", koszmarnym boćkiem na strzesze, kawałkiem równie przerażającego świniaka i krowim łbem, łyskającym przestraszonym okiem. Przez cały ten bałagan biegną kładki i kładeczki nad wyciętym z ceraty bajorkiem albo, mówiąc mniej oględnie, gnojówką, w którą aktorzy w zależności od tego, czy bardziej przejęci są tym co mówią, czy też tym, co r
Tytuł oryginalny
Nie poprawiać Fredry!
Źródło:
Materiał nadesłany
Wieczór Wybrzeża nr 51