Miało być nowocześnie, a powstała karykatura. Podobno Agnieszka Olsten chciała przeczytać "Norę" nie jako feministyczny tekst o emancypacji kobiety, ale jako dramat o dojrzewaniu do podejmowania decyzji. Szkoda, że żadnej przemiany w głównej bohaterce nie widać - od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu Dorota Landowska drewnianym głosem wygłasza tyrady, czyniąc z dobrego tekstu Ibsena nieznośną ramotę. Przedstawieniu nie można odmówić pomysłowości. Zabrakło jednak konsekwencji reżyserskiej w czytaniu tekstu i aktorki, która udźwignęłaby tytułową rolę.
Źródło:
Materiał nadesłany
WiK nr 7