W ostatnim czasie polska opera doczekała się kilku pomysłów inscenizacyjnych burzących tradycyjne kanony i szargających utarte konwencje. Warto zastanowić się, czy były to działania chybione czy twórcze, bezsensowne czy wartościowe. Oczywiście istnieje w operze, która jest gatunkiem historycznym i nieco anachronicznym, coś, co nazwalibyśmy "muzeum". Czy wolno jednak nam, współczesnym, zamykać oczy na próby kontestacji i ponownego odczytania starego tworzywa. Tym bardziej, że niosą one se sobą nierzadko bardzo interesujące i wzbogacające odbiorców przesłania.
Najbardziej reprezentatywnymi przykładami kontestujących inscenizacji operowych wydają się być: "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki w reżyserii Andrzeja Żuławskiego w Teatrze Narodowym, "Don Giovanni" Mozarta w reżyserii Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Wielkim w Łodzi oraz, niejako dla kontrastu, "Madama Butterfly" Pucciniego w reżyserii Bogusława Kaczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. LEKCJA HISTORII OJCZYSTEJ Andrzej Żuławski postawił sobie zadanie bardzo ambitne - z sentymentalnej i nostalgicznej sielanki szlacheckiej postanowił zrobić lekcję historii Polski ostatnich 150 lat, która ani sentymentalna ani sielankowa nie jest. Nieprzystawalność materiału muzyczno-scenicznego oraz utrwalonego przez tradycję kanonu do zamiarów autora przedstawienia stała się głównym powodem pretensji i spowodowała falę krytyki. Nie o zarzuty, jakie stawiano Żuławskiemu jednak tutaj chodzi, ale o ładunek ekspresji oraz treść przesłania, które swym