"Biedermann i podpalacze" Frischa w reżyserii Erwina Axera to, moim zdaniem, jedno z najświetniejszych, "antologijnych" przedstawień Teatru TV. "Polonii" należą się wielkie brawa, że w czwartek ten spektakl wznowiła. Jak zwykle przy dziełach owianych legendą, człowiek się trochę boi, czy po latach rzecz nie straciła blasku. Otóż w tym wypadku blasku nawet jej przybyło, a to dzięki temu, że widzimy aktorów sławnego pokolenia w ich najlepszej, szczytowej formie. Łapicki, którego przyzwyczailiśmy się już oglądać w roli nobliwych starszych panów, olśniewał tu demonicznym prawie - łajdactwem, a poczciwego zwykle Czechowicza miało się ochotę zesłać bez sądu na galery. Sama sztuka też się nie zestarzała, a oglądana dziś w oderwaniu od historii, zyskała na uniwersalności. Stała się moralitetem o grzechu, tchórzostwie i obłudzie jako tajemnym źródle bezsiły. Biedermann wbrew nazwisku ("poczciwiec") i pozorom, jest wyznawcą przemocy i bezwzgl�
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki, nr 108