W świąteczny wieczór zaprezentowano nam w "okienku" sztukę Aleksandra Fredry "Mąż i Żona" w reżyserii Bohdana Korzeniowskiego. Z tej okazji chciałoby się, proszę wybaczyć, napisać coś o niej samej, oddawszy wpierw wszelkie zasługi autorowi spektaklu i jego wykonawcom - byli znakomici. Po "Beatrix Cenci" Słowackiego i "Kłamstwie" Bergmana to kolejne wydarzenie tegorocznego teatru telewizji. W tej wczesnej sztuce Fredry jest już cały jego geniusz; zaryzykowałbym twierdzenie, iż pod względem tzw. artyzmu jest to obok "Ślubów Panieńskich" najlepsza rzecz jaka wyszła spod pióra naszego narodowego komediopisarza. Przeczytałem po obejrzeniu spektaklu kolejny raz "Męża i Żonę", stąd niniejsza refleksja. Lecz na początku zdajemy sobie sprawę, że ta komedia szokowała. Mało tego, wywoływała niesmak nawet u wybitnych historyków literatury. Znakomity polonista, jakim bez wątpienia był hrabia Stanisław Tarnowski, pisał jeszcze w 1895 r., że "Mąż i Żo
Tytuł oryginalny
Nie o telewizji
Źródło:
Materiał nadesłany
Argumenty, nr 18