Powstał trzygodzinny knot - knot żadnych emocji rozpalić niezdolny, poza irytacją. I żalem. Pozycja na kolanach dobra jest do mycia podłogi, w teatrze potrzebny jest znacznie większy dystans, nie mówiąc o większych kompetencjach - o musicalu "Karol Wojtyła. Historia prawdziwa" pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim. W Kulturałkach także o 500. spektaklu Teatru KTO "Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać".
Z jednej strony miło, że nie musimy mieć kompleksów, z drugiej - smutek, że coś, co miało być, czy też mogło być, wydarzeniem, okazało się taką mizerotą. Który to raz potwierdza się racja z anegdoty, co to w niej Matka Boska poucza Jana Stykę: "Ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze!". Cóż, we Włoszech, gdzie narodził się musical operowy "Karol Wojtyła. Historia prawdziwa" opowiastki tej pewnie nie znano. Powstał trzygodzinny knot - knot żadnych emocji rozpalić niezdolny, poza irytacją. I żalem. Pozycja na kolanach dobra jest do mycia podłogi, w teatrze potrzebny jest znacznie większy dystans, nie mówiąc o większych kompetencjach. Bo inaczej wychodzą nudy na pudy i tylko szkoda wielkiego wysiłku, jak i talentu wykonawców, zwłaszcza że wielu z nich śpiewało wspaniale - choćby wcielająca się w mamę Karola Wojtyły Barbara di Bartolo, czy odtwarzający go z lat chłopięcych Alessandro Bendinelli. Klasą dla siebie był wcielający