"Śmierć komiwojażera" Arthura Millera w reż. Radka Stępnia w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Przełamując newsy: tekst był już w połowie bycia napisanym, gdy się okazało, że jego bohater dostąpił zaszczytu - Nagrody imienia Leona Schillera. A chciałem go chwalić! Teraz już mniej mogę, bo "on odebrał już swoją nagrodę". Nagroda Schillera jest rodzajem świadectwa z paskiem, dyplomu z wyróżnieniem, celującej oceny ze sprawowania. Starzy (ZASP) przyznają ją młodym, których chcą docenić za spełnianie oczekiwań. Innymi słowy, jest rodzajem siary. Jakby sugar daddy cmoknął z zadowolenia przy twoich kolegach. Ale nagroda jest nagrodą, choć nie podano w komunikacie prasowym, ile to wynosi netto. Dostaje się początkującym artystom sztuki teatralnej dobrze zapowiadającym się, rokującym, dającym nadzieję - i dlatego większości spektakli wymienionych w notce Radosława Stępnia nikt prawie nie widział, tylko komisje i koledzy podczas egzaminów w szkole, czyli musimy uwierzyć zaocznie. Stępień jest na razie gwiazdą "świecącą do wewnątrz"