- Na moim facebooku codziennie znajduję wśród znajomych kogoś, kto został zabity. Boję się już tam zaglądać - mówi Rymma Tyszkewycz, jedna z pięciu ukraińskich aktorek grających w najnowszym spektaklu Republiki Tłusta Langusta.
Projekt „Ćwiczenia z dyplomacji" tworzy 12 osób. Poznańscy aktorzy i grupa pięciu artystek z Ukrainy. Nina Burnewycz, Anastasija Iwasowa, Natalija Nikoluk, Marharyta Puchaczenko i Rymma Tyszkewycz przyjechały do Polski po 24 lutego. Marharyta była w Ukrainie performerką i bajkopisarką, Natalija - profesjonalną śpiewaczką, Rymma - znaną aktorką z Kijowa, grającą w filmach i serialach, Anastasija - zawodową aktorką z Odessy, Nina - kuratorką sztuki.
Skradzione życiorysy
- Gdyby 10 miesięcy temu ktoś powiedział mi, że będę grała
w poznańskim teatrze, nie uwierzyłabym - mówi Rymma. - Podróżowałam w różne miejsca, do Włoch, do Hiszpanii, ale w Polsce nigdy nie byłam. Kiedy tu przyjechałam po wybuchu wojny, nie znałam ani jednego słowa po polsku - opowiada aktorka.
- Wszystkie dziewczyny z Ukrainy, z którymi pracujemy przy tym projekcie, mają artystyczne życiorysy, które zostały przekreślone, skradzione marzenia - mówi Ewa Kaczmarek, aktorka i autorka scenariusza do spektaklu „Ćwiczenia z dyplomacji". Nie byłoby go, gdyby nie wojenne doświadczenie Niny, Anastasiji, Nataliji, Marharyty i Rymmy. Kiedy się poznały, Ewa zebrała je przy stole i poprosiła, żeby napisały o wojnie - co jest dla nich najważniejsze. Dostały zeszyty,
- Z tego, co z siebie wtedy wyrzuciłyśmy, Ewa napisała scenariusz - mówi Rymma. - Gdy zobaczyłam potem jedną z gotowych scen, to się popłakałam. To było to, co wcześniej przeżyłam naprawdę.
Na naszych oczach ginie świat
- Bardzo chcieliśmy o tej wojnie opowiedzieć, bo chyba nigdy jeszcze nic w takim stopniu nami wszystkimi nie wstrząsnęło - podkreśla Marcin Głowiński, jeden z grających w spektaklu poznańskich aktorów. Od początku było jednak wiadomo, że teatr nie jest w stanie pewnych rzeczy opowiedzieć. - Nie chodzi o to, żeby wojnę pokazać tak, jak w telewizji. Nie da się. Doświadczenie śmierci jest nieprzekładalne, niemożliwe do pokazania osobie, dla której nie jest ono prawdziwe - przypomina Ewa Kaczmarek.
- Dlatego nasz spektakl ma w tytule słowo „ćwiczenia" - bo dla nas, Polaków, to jest jednak rodzaj symulacji, abstrakcji, z którą potrafimy się zidentyfikować, ale ona nie przesądza o tym, jak wygląda nasz świat. Jednocześnie ten spektakl dotyka właśnie tej naszej bezradności i bezsilności wynikającej z tego, że na naszych oczach ginie świat w postaci ludzi, którzy odchodzą w takiej liczbie, że nie pamięta się nawet ich nazwisk, a co dopiero życiorysów - dodaje Ewa Kaczmarek.
Jaką rolę odgrywa tytułowa dyplomacja? - Jest szalony kontrast między światem decyzji i polityki a światem ludzi, którzy padają ofiarą tej polityki - tłumaczy
autorka scenariusza. - Rozmowy dyplomatyczne toczą się wolno, a dynamika frontu, tego popłochu, jest inna. Ludzie muszą się pakować w dwie godziny i uciekać przez korytarz humanitarny, żeby ratować życie - przypomina.
Musimy to przetrzymać
- Na moim facebooku codziennie znajduję wśród znajomych kogoś, kto został zabity. Boję się już tam zaglądać - mówi Rymma. Gdy niedawno była w domu, w Kijowie, poszła ufarbować włosy.
- Są przerwy w dostawach prądu, więc fryzjerki pracują z latarkami na czołach. I ostrzegają, że w razie potrzeby po prostu dadzą ręcznik na głowę na drogę do domu - opowiada aktorka.
Zauważyła, że wielu ludzi w Ukrainie nie reaguje już strachem na dźwięk spadających gdzieś w oddali pocisków. - Zdarza się, że gdy w połowie spektaklu rozlega się syrena alarmowa, aktorzy proponują publiczności, że za pół godziny zniosą rekwizyty do piwnicy i tam dograją spektakl. I tak się dzieje - cała widownia schodzi spokojnie we wskazane miejsce. Kiedy raz, stojąc w kolejce do sklepu, powiedziałam, że coś jest drogie, jedna z kobiet odpowiedziała: „Jest wojna, musimy to wszystko przetrzymać, żeby wygrać z Rosją". Zrobiło mi się wstyd - że przyjechałam z Polski, gdzie wszystko mam, i narzekam - wspomina Rymma.
Słonie potrafiły marzyć
Tych i wielu innych historii opowiadanych przez Rymmę w spektaklu nie zobaczymy. Pojawi się za to np. schron z Mariupola grany w teatralnej piwnicy. Widzowie będą przechodzić razem z aktorami i aktorkami do różnych pomieszczeń. Za scenografię posłuży cała labiryntowa przestrzeń Republiki Sztuki Tłusta Langusta.
- Na scenie planujemy pracować w podkomisjach do spraw ważnych pojęć, które budują naszą zachodnią cywilizację. Sprawdzimy moc tych pojęć w odniesieniu do kilku różnych sytuacji - zdradza autorka scenariusza.
- Walczymy tym spektaklem, żeby ludzie nie byli obojętni. Żeby moralna ocena tej wojny była jasna. Przy całym zmęczeniu tą sytuacją nie możemy zastygać, skamienieć. Musimy mieć wrażliwość i empatię dla ludzi, którzy tu są - uważa Ewa Kaczmarek.
W spektaklu grają m.in. słonie pluszaki. Marharyta Puchaczenko, która kiedyś mieszkała na Krymie, pisała o nich bajki. Jej słonie żywiły się nektarem z kwiatów, a ich tajemnica polegała na tym, że potrafiły marzyć. Na podstawie opublikowanych opowiadań została nawet stworzona linia zabawek. Tego całego dorobku już nie ma - resztki zabawek bajkopisarka rozdała dzieciom w obwodzie lwowskim.
Z domem Marharyta żegnała się dwa razy. Kiedy Rosja zajęła Krym, musiała przenieść się do Lwowa. Po wybuchu wojny uciekła stamtąd wraz z córkami do Poznania.
- Wszystko zaczyna się w naszym spektaklu od świata, w którym słonie jeszcze są - mówi Ewa Kaczmarek. - Wierzymy, że ten świat przetrwa - dodaje.
Spektakl reżyseruje Wojciech Wiński. Premiera - w piątek, sobotę i niedzielę o godz. 19 w Republice Sztuki Tłusta Langusta.