"Triumf woli" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Andrzej Horubała w Do Rzeczy.
Jadę samochodem, relacjonuję przez telefon przyjacielowi, jak tam nowa produkcja duetu Demirski-Strzępka. Mówię o niej z niechęcią, a on co chwila: o, to fajne, to brzmi super. Streszczam, "Triumf woli"; że lewactwo, że w tej niemalże kabaretowej składance nieznośne prometejskie niby-mity - portrety ludzi, którzy to się postawili ogółowi: pierwsza kobieta, która przebiegła Maraton Bostoński - wbrew zakazom, udając faceta, ekolożka chroniąca wieloryby, aktywistka sprzeciwiająca się używaniu DDT. Większość owych działań, to całe obwieszczane przed premierą poszukiwanie szczęścia sprowadza się do gestów emancypacyjnych. Nawet rozczulająca opowieść pielęgniarki, która to na przekór regulaminowi szpitala słabowitego wcześniaka przytuliła do jego mocniejszego braciszka czy siostrzyczki i dzięki temu przytuleniu wyratowała go, odkrywając przy okazji cudowny efekt bliskości, okraszona musi być postacią złego represjonującego ją lekarza.