Nikt nie pamięta, że kiedy Konrad Swinarski wystawiał "Nie-Boską komedię", awantura była karczemna, a Jarosław Iwaszkiewicz chciał spowodować zakaz grania przedstawienia. Wokół przemian zawsze narastają nieporozumienia - z Mikołajem Grabowskim, dyrektorem naczelnym i artystycznym Starego Teatru, i Grzegorzem Niziołkiem, kierownikiem literackim, rozmawiają Anna R. Burzyńska i Mateusz Flak.
Tygodnik Powszechny: - Panie Dyrektorze, kiedy obejmował Pan stanowisko w Starym, w wywiadzie dla "Didaskaliów" powiedział Pan, że "jest całe życie odrzucany i zgadza się, że tak musi być. Każdy artysta prędzej czy później dostaje po twarzy". Kilka dni temu media poinformowały o "buncie" części zespołu i w efekcie możliwości cofnięcia Panu rekomendacji ZASP. Czy określenia Pańskich krytyków: "żenujący poziom", "repertuar niegodny tradycji i statusu", również Pana nie zdziwiły? Mikołaj Grabowski: - Mnie już nic nie dziwi - tyle razy podobna sytuacja tworzyła się wokół mnie jako reżysera, a tym bardziej dyrektora. Przeżyłem to boleśnie w Teatrze im. Słowackiego. Miałem trzydzieści parę lat, wokół komunistyczne rządy, ale sprawa była podobna. Pytanie brzmiało: czy teatr ma się zmieniać, czy nie? Nie ma innej drogi - nie tylko dla Starego Teatru, ale dla każdego teatru - jak szukać i zmieniać. To oznacza: narażać się, kłuć kogoś, kt