Osiem lat temu, po premierze "Diabłów z Loudun" w Teatrze Wielkim w Łodzi, Krzysztof Penderecki kilkakrotnie rozmawiając ze mną, przekazywał swe zastrzeżenia co do sceny finałowej spektaklu. Pewnie to samo mówił Markowi Grzesińskiemu, który po raz drugi w Polsce podjął się inscenizować to dzieło. Wiem, co czują reżyserzy do żyjących kompozytorów podczas prób scenicznych poprzedzających premiery ich dzieł, kompozytor, po postawieniu ostatniej kropki w partyturze, jest coraz bardziej bezsilny. Teraz wszystko zależy już od reżysera. Jeśli takowy znajduje się w zasięgu ręki, dręczony jest przez twórcę opery uwagami, poleceniami, pouczeniami, nakazami i zakazami. Raz byłem świadkiem sceny, w której finale reżyser krzyczał do Maestra: dobry kompozytor to martwy kompozytor! - po czym uciekł, przerażony tym, co mówi. No właśnie - żyjący kompozytor. Wiele razy prowadziłem długie i ciekawe rozmowy na temat projektów twórczych w dziedzinie ws
Tytuł oryginalny
Nie każdy może być Pendereckim
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy Nr 126