- Brak wyobraźni sprawia, że jestem czasem traktowana jak widokówka. A ja, jak gram, to nie zastanawiam się, jak wyglądam. Skupiam się na graniu, na tym, aby zagrać jak najlepiej - mówi MARTA ŻMUDA TRZEBIATOWSKA.
Większość ludzi uważa cię za aktorkę serialową i filmową, a ty przecież związana jesteś głównie z teatrem. - Teatr jest dla mnie priorytetem. Pamiętam, że kiedyś miałam temperaturę 39 stopni i ledwo wstawałam z łóżka, a wieczorem miałam spektakl w Kielcach. Wezwałam więc lekarza i prosiłam o lek, który pozwoliłby mi zagrać. Dostałam jakiś specyfik, który działał przez trzy godziny. Co prawda nic z tego nie pamiętam, ale dzięki temu poświęceniu spektakl mógł się odbyć. Czyli dla teatru wszystko... - Tego nas uczono w szkole teatralnej. Mam szczęście, że jestem w zespole Teatru Kwadrat. Uwielbiam słuchać opowieści pań suflerki albo garderobianej, które opowiadają o dawnych teatralnych czasach, o zasadach, zwyczajach, aktorach. Od razu za tym tęsknię, ale mam świadomość, że to już nigdy nie wróci. To bardzo smutne. Ale praca na planie i scenie wiąże się też ze stresem... - Piotrek Adamczyk opowiedział mi kiedy�