Wybrałem się w końcu na "Pożar w burdelu", skusił mnie odcinek 9., poświęcony Powstaniu Warszawskiemu ("Gorączka powstańczej nocy"). Półtoragodzinny (plus bisy, którym nie było końca) program zaprezentowany przez artystów le bordel artistique to rzecz wprost niebywała. Najlepsza polska tradycja kabaretu literackiego powróciła jako żywo - pisze Mike Urbaniak na blogu Pan od Kultury.
To jest po prostu niebywałe! Jak to się stało? Jak to możliwe, że ja - osoba zawsze trzymająca rękę na pulsie - przegapiłem coś takiego. To znaczy wiedziałem, i owszem, że jest, że działa, że śmieszne, że tłumy walą, ale żeby aż tak? Nie ma co ukrywać, jestem już starą ciotą jedną nogą w grobie (w świecie gejowskim wiek się liczy razy dwa, a czterdziestka to jakby śmierć kliniczna). Mówili mi różni ludzie: idź na Chłodną, idź na Noakowskiego, idź do Studia. Zawsze odpowiadałem: tak, tak, wybieram się. Nawet dzwoniłem do Walczaka: wpisz mnie na listę, homolobby nadchodzi. Nie doszło. Do wczoraj. Wybrałem się w końcu na "Pożar w burdelu", skusił mnie odcinek 9., poświęcony Powstaniu Warszawskiemu ("Gorączka powstańczej nocy"). Chciałem w końcu zobaczyć najsłynniejszy kabaret stolicy w akcji, chciałem zobaczyć, jak wygląda dawne Kino Wars w teatralnej odsłonie jako Teatr WarSawy (dawniej Teatr Konsekwentny) i chciałem zobacz