- Mówić współcześnie XIX-wieczny jedenasto- i trzynastozgłoskowiec tak, by brzmiał potocznie, to najwyższa szkoła jazdy, najważniejszy egzamin dla młodych aktorów - mówi reżyser JAN ENGLERT przed premierą "Ślubów panieńskich" w Teatrze Narodowym w Warszawie.
Aleksander Fredro to najmodniejszy autor tego sezonu teatralnego. Wojciech Pszoniak reżyseruje jego "Zemstę", Andrzej Konic "Męża i żonę", a Jan Englert wziął na warsztat "Śluby panieńskie". Premiera tego ostatniego widowiska już 21 kwietnia w Teatrze Narodowym. Englert twierdzi, że "Śluby..." to jeden z najlepszych tekstów polskiej literatury, a Fredro to absolutny geniusz. Zapewnia, że prawie nic "Ślubom..." nie wyciął, nic też nie dopisał - starał się tylko po swojemu zinterpretować Fredrę, zaś interpretację okrasił muzyką autorstwa Leszka Możdżera. JOANNA KIJOWSKA: Co jest takiego we Fredrze, że ostatnio tak wielu reżyserów sięga po jego sztuki? JAN ENGLERT: Wydaje mi się, że coś się chyba znowu ruszyło i nagle Fredro znowu stał się popularny. Myślę, że po raz kolejny przyszła pora na przetrzebioną przez czas klasykę. W ciągu kilkudziesięciu lat mojego życia co najmniej trzy razy klasyka dochodziła do głosu. Czy pana zdanie