To nie tak miało być, panie Kazimierzu. Mój dyktafon z zapisanymi w końcu września rozmowami z Panem czekał do wtorku na biurku na lepsze czasy, gotowy, by w każdej chwili móc go spakować i pojechać na Pańską mazowiecką wieś - pisze filmoznawca Andrzej Gwóźdź w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Miała być rozmowa-rzeka na Pana "dziewięćdziesiątkę" w lutym przyszłego roku. Ale dalszego ciągu już nie będzie. Rozmowy pozostały niedokończone, a dyktafon spoczął głęboko w szufladzie. Dla mnie jednak pozostało coś więcej niż tylko dokument Pana historii zapisany w dźwięku: oto w niektórych partiach rozmowy przechodzi Pan na Ty, czego nigdy dotąd Pan nie robił. Wiele razy spotykaliśmy się, rozmawialiśmy ze sobą, ale ten jeden jedyny raz powiedział Pan do mnie: "Wiesz". Niestety, nie poznamy już Pana historii Polskiej Szkoły Filmowej Kiedy tydzień temu przyznawano Panu tytuł doktora honoris causa łódzkiej Szkoły Filmowej, był Pan właśnie po operacji. Dyplom przysporzył Panu ogromnej radości, może już ostatniej w życiu, tym bardziej, że los obszedł się z Panem srogo, pozostawiając niedyplomowanym absolwentem łódzkiej Filmówki. Na przeszkodzie stanęła niefajna sprawa z Wajdą w 1956 roku, kiedy to przekreślona została niepisana