- Bunt w czasach Jacka Kaczmarskiego był zarezerwowany głównie dla mężczyzn. A dziś bunt bardzo się "ukobiecił". I chciałbym do tego nawiązać - zdradza Jerzy Satanowski, reżyser spektaklu "Kanapka z człowiekiem", który tworzą songi słynnego poety, barda, buntownika... Premiera 17 lutego na Dużej Scenie Teatru Nowego w Poznaniu.
Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Jackiem Kaczmarskim? - Wydaje mi się, że pierwszy raz podszedłem do niego po koncercie - to było chyba w pierwszej siedzibie Kabaretu pod Egidą przy placu Trzech Krzyży. Teraz jest tam klub go go, wtedy działał Kabaret. Któryś z kolegów - może to był Jonasz Kofta, może Piotrek Fronczewski - powiedział mi, że jest taki chłopak, który gra i śpiewa, i że warto przyjść go posłuchać. Poszedłem, zostałem po koncercie, wtedy się poznaliśmy. Gratulowałem mu, bo rzeczywiście było czego. Wtedy występował jeszcze sam, z gitarą. To na pewno był czas przed tercetem "Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński". Następnych spotkań już nie opowiem, bo było ich zbyt dużo. Nasze drogi ciągle się przecinały. Jacek - już w trio - przyjechał do Wrocławia na Festiwal Piosenki Aktorskiej, z którym byłem związany od samego początku. Wygrali ten festiwal. Potem były spotkania za granicą - z Teatrem Nowym Izy Cywińskiej d