Chcę pisać o ciszy i braku, które coraz szczelniej otaczają tradycję romantyczną, w tym szczególnie Juliusza Słowackiego, który - wydawało mi się nie tak dawno - miał największe szanse okazać się współcześnie aktualny i atrakcyjny. Chcę pomyśleć, pisząc, i poprosić, byście pomyśleli, czytając, czego symptomem jest ta cisza oraz czego może nam brakować w wyniku tego braku - pisze Dariusz Kosiński w Dialogu.
Poeci (nawet nieromantyczni) bywają jasnowidzami. "Na ulicach, cichosza, na chodnikach cichosza / Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza / tu cichosza, tam cicho, szaro, brudno i zima / nie ma Słowackiego i nie ma Tuwima" - śpiewał kilkanaście lat temu Grzegorz Turnau w piosence z tekstem Michała Zabłockiego, który wiedziony najwyraźniej duchem natchnień nieziemskich, przewidywał w ten sposób, co stanie się z poetami, których potomność umartwi ostatecznie osikowym kołkiem roku jubileuszowego. Wprawdzie w roku, który się właśnie rozpoczął, Miłosza jeszcze będzie i to dużo, ale po latach Słowackiego i Grotowskiego (2009) oraz po roku Chopina (2010) można spokojnie zakładać, że za rok o tej porze noblista zostanie całkowicie i w pełni wyegzorcyzmowany z przestrzeni publicznej i że poza garstką nałogowców nikomu już nie przyjdzie do głowy go czytać czy z nim współmyśleć. Reakcją na jubileusze (reakcją bardzo zdrową, jak sądzę) jest alergia i c