Rzetelne rzemiosło sceniczne nie jest aż tak nagminnym zjawiskiem, żeby mu skąpić uznania, nawet gdy zawodzi. W "Domu Bernardy Alba" działa, od ekspozycji do finału owe, że tak powiem oblatane rzemiosło, które tylko złośliwiec nazwać może poprawnością (reżyseria i scenografia Jerzy Ukleja). Niesamowity to dom. Właśnie pogrzebaliśmy męża Bernardy, matki pięciu córek, dziewic od dwudziestki do czterdziestki. Pięć przypadków szalonej tęsknoty do męskiego łoża. Bernarda tłumi tę tęsknotę terrorem matriarchalnym. Bogactwo ziemi, do którego jest już przyzwyczajona, napawa tę chłopkę dumą ziemianki - takiej, jak ze szkoły klasztornej poniżej typu Sacre Coeur. Rządzi tedy Bernarda (Wanda Jakubińska) więdnącymi córami, gospodynią i głodną służącą niby przeorysza mniszkami. W sumie wynika uosobienie najbardziej ponurego systemu prześladowania miłości (zjawiska, które opisał jeden z wielkich mędrców naszych czasów). Inaczej, czyli pr
Tytuł oryginalny
Nic nowego w Teatrze Nowym
Źródło:
Materiał nadesłany