Wbrew dawnemu zaleceniu poety, by z żywymi naprzód iść, snułem się ostatnio spoglądając wstecz, także w towarzystwie duchów. Zresztą, kto dziś duchem, kto żyw - granice zatarte. Patrzę, jak w publicznej pokazują ligowego posła (bynajmniej nie ekstraklasy) Giertycha - niby młody, niby się rusza, a mnie jawi się duchem z jakże innej epoki; aż się prosi, by zamienił ten garnitur... Tak, granica między być albo nie być jakoś staje się mniej ostra. Są jednak granice, których przekroczenie jest już grubą nieprzyzwoitością. Zwłaszcza jak ktoś przez cała lata jawił się jako dżentelmen, elegant, człowiek prawy i prawdy poszukujący. Na przykład Krzysztof Zanussi. Pamiętam, wychodziłem z kina Warszawa - przepraszam, teraz to już Atlantic (i słusznie, że zmieniono, w Warszawie kina Kraków też nie ma) - z premiery filmu "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" i miałem ochotę reżysera w rękę ucałować. Za moje wzruszen
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Polski" nr 93