"Nic nie gra" Henry'ego Lewisa, Jonathana Sawyera i Henry'ego Shieldsa w reż. Stefana Friedmanna w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.
Scenografia w teatrze jest ilustracją albo metaforą. Czasem dominuje, czasem chowa się za tekstem. W spektaklu "Nic nie gra", który na płocką scenę przygotował Stefan Friedmann, odegrała rolę nie mniejszą niż aktorzy. Gdyby nie spadające ze ściany obrazy, chwiejna poręcz i niestabilna podłoga w gabinecie, nie moglibyśmy śledzić przygotowanej przez amatorów z kółka teatralnego przy politechnice mrożącej krew w żyłach historii morderstwa w dworze Hayersham. Fabuła przerażająca, bo nie tylko nie wiemy, kto zabił, ale też czy aktorzy zdołają doprowadzić przedstawienie do finału. Kto choć raz bawił się w amatorski teatrzyk: przedszkolny, uczniowski czy studencki wie, ile nieprzewidzianych sytuacji zdarza się na próbach, a nierzadko i premierze. Praca nad spektaklem nie jest łatwa, ale daje dużo frajdy. Z podobnego założenia wyszli pracownicy i studenci "płockiej politechniki", którzy pod egidą szefa kółka dramatycznego postanowili zgotować