"Wszyscy moi synowie" w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Jeśli popełniłeś podłość, przyjdzie czas zapłaty- poucza Arthur Miller. Bardzo to szlachetne, choć naiwne. Wawrzyniec Kostrzewski z leciwego dramatu Millera, pisanego tuż po wojnie z intencją stworzenia "tragedii szarego człowieka", wykroił przypowieść dającą do myślenia mimo jej staroświeckiego nalotu. Bo ku zdumieniu wielu znawców teatru Miller odniósł nieprawdopodobny sukces, opowiadając historię, która była już opowiadana wiele razy. Siłą przedstawienia jest zwarta forma, nawiązująca do tragedii - z tym, że rolę chóru greckiego gra tu radio (błyskotliwa rola Krzysztofa Szczepaniaka), gadatliwy i śpiewający świadek przeznaczenia zmierzającego do finału. Dominują dwie postacie: Joe Keller (Adam Ferency), który wyparł z pamięci swoją niewybaczalną winę, i jego żona Kate (Halina Łabonarska), broniąca jak lwica całości rodziny i wbrew logice kultywująca mit syna, pilota, który nie wrócił do domu po wojnie, bo wrócić już nie mó