"Mayday 2" w reż. Stefana Szaciłowskiego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej i "Stosunki na szczycie"w reż. Pawła Pitery w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Dla każdego teatru angielska farsa to niemal gotowy przepis na repertuarowy sukces. Tylko że dobry tekst wymaga jeszcze sprawnej reżyserii i dobrego aktorstwa. Czego zabrakło i w "Mayday 2" Teatru Polskiego w Bielsku-Białej i w sosnowieckich "Stosunkach na szczycie". Bo farsa to zdradliwy gatunek teatralny. Przez jednych uważana jest za niegodną miana sztuki, przez innych wręcz przeciwnie - jako niebywale trudne wyzwanie aktorskie. Ale jest kusząca dla teatru, bo prawie zawsze znajdzie się na nią publiczność. Tym bardziej gdy chodzi o sztuki takich mistrzów farsy, jak Edward Tylor ("Stosunki na szczycie") i Ray Cooney ("Mayday"). Obaj są autorami dzieł skończonych - z matematycznie wyliczonymi trzaśnięciami drzwi, co do sekundy zacinającymi się zamkami i z takim spiętrzeniem pomyłek, że gwarancja lawiny śmiechu wśród publiczności powinna być dołączana do tekstu. Diabeł tkwi tylko w jednym szczególe - w żelaznej dyscyplinie aktorskiej i pełnym zauf