Senatorowie rzymscy noszą garnitury, ich ochroniarze do złudzenia przypominają BOR-owiki, a pojawiający się w przebitkach lud rzymski pije piwo w pubie albo robi zakupy w centrum handlowym. Jan Englert, reżyser telewizyjnego "Juliusza Cezara", stara się na wszelkie sposoby przybliżyć klasykę współczesnemu widzowi. Tłem dla działań grupy spiskowców jest Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego i jej ogród, zaś rzymski senat obraduje, jeśli dobrze rozpoznałam, we wnętrzach Pałacu Kultury i Nauki. Tym razem jednak wyjście w plener nie wyszło przedstawieniu Englerta na dobre. Aktorzy, zamiast skupić się na odmalowaniu bogatych portretów psychologicznych, walczą, aby nie potknąć się na stromych stopniach schodów. Ważkie rozmowy i dyskusje rozpływają się w bieganiu w tę i z powrotem. Poupychane gdzie się da monitory i telebimy też nie wnoszą wiele do interpretacji. Co z tego, że słynne przemówienie Marka Antoniusza po śmierci Cezara, z ironiczną fra
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka, nr 12