W rolę neurotycznej Judy Garland wciela się Beata Rybotycka, i nie jest niespodzianką, że piosenki Garland, w bardzo dobrym przekładzie Jana Jakuba Należytego, wykonuje świetnie - o "Na końcu tęczy" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU pisze Iga Dzieciuchowicz z Nowej Sily Krytycznej.
Niewielką scenę teatru Stu zajmuje czarna skórzana kanapa, krzesło w oryginalnym designie i pianino - to przestrzeń jednego z pokoi hotelowych, w którym podczas kilkutygodniowej trasy koncertowej mieszka Judy Garland. Jest też podłużny, podświetlony podest - estrada, gdzie wielka, ale zapomniana już nieco gwiazda Judy odzyskuje siłę i znów pragnie życia lub upada z wycieńczenia, naćpana, kompletnie pijana. Zdarza się, że artystka odwołuje koncerty, czy po zaśpiewaniu kilku piosenek schodzi ze sceny i kończy swój recital, mówiąc, że nienawidzi publiczności. To jej ostatni kontrakt w życiu. Umiera w wieku czterdziestu siedmiu lat, przedawkowując środki nasenne. Jej konta bankowe są puste, za pogrzeb w Londynie, na który przychodzi dwadzieścia tysięcy osób, płaci przyjaciel Frank Sinatra. W rolę neurotycznej Judy wciela się Beata Rybotycka, i nie jest niespodzianką, że piosenki Garland, w bardzo dobrym przekładzie Jana Jakuba Należytego, wykonuj