Nastał chyba teraz dobry czas, by ludzie teatru na nowo przemyśleli "Wyzwolenie". Może wtedy narodzi się w Polsce teatr nowy. Teatr, który wyrzeka się "trupiego wdzięku", by nieść zwycięstwo "ze krwi i ciała, z woli żywej i żywej Potęgi" - pisze Dorota Sajewska w Krytyce Politycznej.
Żaden teatr nigdy nie wychodził nam tak dobrze jak widowisko Polska współczesna. Spektakl, który rządzi się jednym prawem: odwołuje Polskę realną, by na to miejsce powołać życie złożone z działań spełnionych już i wielokrotnie przećwiczonych, przywołać więc tej Polski wyłącznie symboliczne wyobrażenie-fantazję-przedstawienie. Określone dekoracje, rekwizyty, kostiumy, pozy, gesty, zachowania, frazesy o sztuce, religii i polityce to rzeczy bezdyskusyjne, które skutecznie stroją nam narodową scenę. Zawsze tę samą, bo pobudzaną do istnienia w imię tej samej wspólnoty, tej samej abstrakcyjnie pojętej jedności-narodu. Tak jakby zmontowanie tej sceny poprzedzone zostało jej zdemontowaniem: "Stoją około mnie żywi, kunsztem sztuki pozwani do życia". Ten mechanizm inicjowanego naprędce narodowego misterium przenikliwie przestudiował już wiek temu Stanisław Wyspiański w "Wyzwoleniu". Kazał wtedy Konradowi (w nekrofilskim geście przywołanemu