- Od lat zajmuję się reinterpretacją tradycji, starając się odczytywać znane tytuły w odmienny i nowatorski sposób. Opera musi się przemieniać i odnawiać, wchłaniając prądy współczesności. Inaczej pozostanie gatunkiem martwym - mówi MARIUSZ TRELIŃSKI, dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie.
Dyrektor artystyczny Mariusz Treliński wyjaśnia, czy woli tradycję, czy eksperymenty oraz jaką przygotuje następną premierę. Zapowiadał pan inscenizację "Lulu" Albana Berga, a przygotował premierę "Turandot" Giacomo Pucciniego. Skąd zmiana planów? - Jestem nie tylko reżyserem, ale i dyrektorem Opery Narodowej. Wprowadziliśmy już na naszą scenę dużo współczesnych, wręcz awangardowych tytułów, szukam więc równowagi. "Turandot" jest tytułem, o którym myślę od lat. O momencie przesądziło zaproszenie z opery w Bolonii, która zaproponowała nam koprodukcję na otwarcie sezonu 2011. Pokazać Włochom Pucciniego to niezwykłe wyzwanie, zdecydowałem się więc na dość radykalną wizję tematu, próbując jednocześnie udowodnić, że z tak popularnego dzieła można zrobić nowoczesny teatr. Tych, którzy czekali na "Lulu", uspokajam, że pojawi się w Warszawie, ale najprawdopodobniej w inscenizacji Stefana Herheima. Będzie to kolejna koprodukcja?