Jest to jedynie przebłysk tego, jak mógłby wyglądać spektakl docierający do dzieci i dorosłych, gdyby tekst nie został pozbawiony refleksji, którą za sobą niesie - o "Na Arce o ósmej" w reż. Justyny Celedy w Teatzre Współczesnym w Szczecinie pisze Ewa J. Kwidzińska z Nowej Siły Krytycznej.
Tak zwany teatr rodzinny jest dla jego twórców i odtwórców ogromnym wyzwaniem. Decydując się wpisać w ten nurt reżyser stawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Winien nie tylko przyciągnąć uwagę najbardziej wymagającego pośród widzów - dziecka, ale także w sytuacji idealnej - starszego brata, mamy, babci, opiekuna. Używając pojęć mniej nacechowanych - spektakl taki ma za zadanie oczarować najmłodszego, a jednocześnie otworzyć perspektywy interpretacyjne dorosłemu. Pół biedy, kiedy reżyser spektaklem wyceluje w obie grupy odbiorcze, a trafi do jednej. Bywa czasem jednak i tak, że nawet świetny, niebanalny dramat nie jest w stanie sytuacji uratować; bywa, że przedstawienie pretendujące do miana "dla wszystkich" - okazuje się być "dla nikogo". Przykładem tego rodzaju wpadki reżyserskiej była premiera przygotowana z okazji Dnia Dziecka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Niecierpliwość i oczekiwanie na spektakl "Na Arce o ósmej" w reżyserii Jus