"Dzień świra" w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Tomasz Kowalski w Teatrze.
Powtarzająca się w filmie Marka Koterskiego scena, w której Miauczyński zasiada nad kartką papieru, żeby napisać coś własnego, ale za każdym razem zatrzymuje się na pierwszej linijce, świetnie ilustruje sytuację, w której znaleźli się twórcy operowej wersji Dnia świra. Filmowy Adaś miał niby gotowy zalążek obrazu i chwytliwą pierwszą linijkę ("Pośród ogrodu siedzi ta królewska para" - trzynaście sylab), ale dalej już iść nie chciało - przeszkadzał brak natchnienia, dokuczała rzeczywistość, która nie pozwalała się skupić. Tutaj jest podobnie: tekst Koterskiego oraz stworzony przez niego film stanowią dający wiele możliwości materiał wyjściowy; pojawia się kilka ciekawych zabiegów inscenizacyjnych, pomysł przedstawienia głównego bohatera jako siedmiu oddzielnych, dialogujących ze sobą "ja", początkowo wydaje się intrygujący, ale - niestety - poza tym dzieje się niewiele więcej. Jak na ironię, właśnie ten wiersz (w rzeczywi