Kiedy ludzie nie potrafią się ze sobą dogadać, nie chcą się nawzajem słuchać, nie umieją patrzeć dalej niż czubek własnego nosa - wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nawet gdy są sobie nawzajem potrzebni jak powietrze, i tak każdy zostanie ze swymi żalami i pretensjami, pogrążając się we własnej duchowej pustce.
Tak właśnie rozpoczyna się sztuka szwedzkiej pisarki, Margarety Garpe "Dla Julii", którą kaliski teatr wystawił na małej scenie jako trzecią premierę tego sezonu. Pozornie bardzo milutka i układna panienka o słodkiej buzi (Agnieszka Dzięcielska) wpada do domu, aby po raz ostatni wygarnąć swej mamuśce, co o niej myśli. Julia monologuje długo i z zapałem, ale jej słowa trafiają w próżnię. Gloria (Irena Rybicka) nie reaguje na słowa córki, ponieważ ma na twarzy maseczkę kosmetyczną, potem musi wykonać serię ćwiczeń kondycyjnych, przymierzyć kilka sukien, a poza tym czeka na ważny telefon, który zadecyduje o jej dalszej karierze zawodowej, więc zupełnie nie ma głowy, aby raz jeszcze wysłuchiwać narzekań marudnej pannicy. I, niestety, tak już zostaje do końca. Choć sztuka trwa około półtorej godziny, a obie panie raz po raz wykonują wrogie lub pojednawcze gesty, ten dialog prowadzi donikąd. Może tylko zdumiewać dość szczególne odwró