Zdaje się, że koń zjadający tytułowy "Słomkowy kapelusz", grany na scenie Starego Teatru dostał niestrawności. Biedna szkapa musiała się widocznie bardzo pochorować, a fakt ten tak zasmucił realizatorów spektaklu, że nie byli w stanie wykrzesać z siebie nawet odrobiny poczucia humoru. Za to wykazali się nieprawdopodobną umiejętnością nudzenia widowni. Wystawianie błahej acz świetnie skrojonej farsy Eugene Labiche'a, uznanej za "najgłośniejszy wybuch śmiechu w XIX-wieku", ma tylko sens wtedy, gdy robi się to ku uciesze publiczności. Bo czyż nie są śmieszne przygody pana młodego, którego koń przypadkowo zjada zawieszony na drzewie słomkowy kapelusz? Pech chce, że należy on do damy spędzającej upojnie czas w krzakach z krewkim oficerem. Strata nakrycia głowy sprowadza tę parę do domu młodego żonkosia, który, by pozbyć się natrętów, stara się wszelkimi sposobami zdobyć unikatowy kapelusz. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, iż
Tytuł oryginalny
Nawet koń się nie uśmiał
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 133