EN

2.05.2022, 15:02 Wersja do druku

Nauka pod presją biznesu

„Czar molekuły" Petra Zelenki w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Pisze Edward Jakiel w portalu Teatrologia.info.

fot. Roman Jocher

Poruszony przez czeskiego filmowca i scenarzystę Petra Zelenkę temat w dramacie Czar molekuły dotyczy nie tyle samych odkryć, których dokonał czeski chemik Antonin Holý, ile zawiłości procesu badań klinicznych nad lekiem opartym na jego ustaleniach. Rzecz ukazana została nader trafnie jako splot prowadzonych w zaciszu laboratorium badań i możliwości wykorzystania ich przez biznes oraz ambicji polityków. Nie ma potrzeby streszczać tego, co zaprezentowali na scenie gdyńskiego teatru twórcy realizacji, wystarczy powiedzieć na wstępie, że przedstawienie wzbudza zaciekawienie widza.

Spektakl nie jest oparty wyłącznie na konwencji reportażu i wywiadu (przygotowywanych zresztą dopiero przez jedną z postaci), chociaż odgrywają one znaczącą rolę w jego strukturze. Nie one stanowią też ramy tej scenicznej „opowieści”. Starania i aktywność studentki dziennikarstwa Pavli, granej przez Martynę Matoliniec, która zbiera materiał do reportażu o postaci profesora Holý i przygotowuje wywiad z jego żoną, przeplatane są ze scenami rekonstruującymi wybrane, ważne epizody z kilkunastoletnich kontaktów czeskiego uczonego z belgijskim lekarzem oraz chemikami i biznesmenami z USA. Taka różnorodność przedstawiania fabuły, przeplatanie różnych form prezentacji tematu ożywia akcję. Stwarza różne perspektywy „oglądu” tematu, ludzi, toku zdarzeń. Perspektywę tę dodatkowo wzbogaca przenoszenie miejsc akcji. Otwiera je scena z pogrzebu uczonego, ale historia jego odkryć i badań nad lekiem opartym na nich rozpoznawana jest raz z perspektywy Pragi, a raz z perspektywy amerykańskiej. Daje to w efekcie szersze spojrzenie na sprawę odkryć Holýego. Tak utkana „opowieść” jest interesująca, zaskakująca, pozwala lepiej ukazać mechanizmy rządzące dziejami odkrycia naukowego. Docenić trzeba ten zamysł scenicznej prezentacji, jaką przedstawił reżyser gdyńskiego przedstawienia Czaru molekuły Zelenki – Krzysztof Rekowski, który nie po raz pierwszy wystawił dramat czeskiego autora, bo ma w dorobku Zwyczajne szaleństwa w Teatrze Wybrzeże. Reżyseria spięła w spójny przekaz wszystkie aspekty spektaklu. Zamysł Rekowskiego w połączeniu z pomysłami scenograficznymi, projekcjami wideo i wreszcie muzyką sprawiły, że jego przedstawienie w gdyńskim teatrze zdecydowanie należy do udanych.

Scenografia jest oszczędna, aczkolwiek właśnie wystarczająca. Podkreślili nią autorzy sterylność, która nie jest bynajmniej tylko domeną laboratorium. Wszechobecna biel to także sposób zaznaczenia relacji międzyludzkich, pozbawionych – niestety – jakiejkolwiek żywotnej impulsywności, uczuciowości, autentyzmu. Jest to biel przerażającej sterylizacji relacji międzyludzkich, którą powodują mechanizmy rynkowo-biznesowe z polityką w tle, które człowiek sam dla siebie stworzył.

Wymowne na tle tej bieli jawią się projekcje obrazów. W omawianym przedstawieniu mamy ich pięć. Każda z nich koresponduje z rozgrywającymi się scenami, stanowiąc najczęściej ironiczny komentarz do nich. Kiedy na scenie pojawia się polityk z najwyższej półki – wpływowa postać ówczesnego (współczesnego akcji dramatu) świata politycznego USA, to jest Donalda Rumsfelda – na tylnej ścianie stanowiącej zasłonę czy też kurtynę (jakże czytelna, ironiczna aluzja do teatralności jako sztuczności) pojawia się olbrzymi obraz flagi amerykańskiej.

Równie wymowne są obrazy wideo tancerki w czasie rozmów biznesowych, jak też krople sączące się jakby za olbrzymimi szybami, które są najdłużej eksponowane. Nostalgia to jakaś i pewnego rodzaju zobrazowanie tematu – badań nad molekułą, której plastyczną wizję, a nie schemat wzoru chemicznego, się prezentuje. Ale bodaj najciekawsze są ilustracje z kreskówek, które ukazywały się w wybranych scenach. Kiedy więc rzecz rozgrywała się w Pradze, to pojawiał się niezapomniany, uczciwy, prawy, wrażliwy na krzywdę i każdemu pomocny Krtek. Krecik widniał na trzech ścianach otaczających scenę w kilkunastu pojedynczych kadrach. Kiedy zaś niektóre sceny rozgrywały się w Stanach Zjednoczonych, w takim samym układzie zwielokrotnionego obrazu, pojawiali się Tom i Jerry z filmu o kocie bezskutecznie usiłującym się pozbyć z domu myszy. Ich obecność nie wymaga chyba komentarza.

W sztuce Zelenki Czar molekuły główny bohater, profesor Holý, jest – podobnie jak inne postaci z utworów tego autora – w jakimś stopniu nieporadny, sam nie wie, co jest jego celem, nie widać w jego działaniach żadnej konsekwencji. I takiego właśnie naukowca przedstawił odtwórca jego roli – Rafał Kowal. Jego czeski chemik jest „taki nijaki taki” – by posłużyć się pewnym cytatem. Zresztą wszystkie postaci są do pewnego stopnia zrównane w swej kreacji scenicznej, chociaż o odmiennej ekspresji. Nie ma w sztuce Zelenki wybitnej jednostki, każdy działa na swój sposób, w sobie właściwym zakresie w ramach posiadanych możliwości. Tym bardziej istotny był warsztat, jaki wykorzystali aktorzy gdyńskiego teatru do kreacji granych postaci.

Nie można tu nie docenić trzech kobiecych bohaterek. Gra Moniki Babickiej, jako Ludmiły, żony profesora Holýego, sprawia, że jest ona jednocześnie wszystkim znana i przez nikogo nieodgadniona. Wyraziste postaci stworzyły też Olga Długońska, grająca Rosemary Martin i Agnieszka Bała w roli Jane i Hany. Świetne, wyważone aktorstwo, dobrze przemyślane. Każdy szczegół w ich grze jest dopracowany. Stworzone przez nie postaci są wymowne, nietuzinkowe, szczególnie silnie przyciągające uwagę. Dzięki emocjonalnemu zaangażowaniu aktorek są wyraziste i… tajemnicze jednocześnie.

Walory artystyczne gdyńskiej realizacji nie mogą budzić żadnych kontrowersji. Całość tego dzieła, a więc muzyka, światło, scenografia, ruch sceniczny, projekcje wideo i wreszcie gra aktorska – spięte ręką reżysera – dały w efekcie przedstawienie wartościowe z subtelnie zawoalowanym, ale przecież czytelnym przekazem. Odczytujemy w nim pewne ważne spostrzeżenia na temat współczesności. I nie chodzi tylko o jakieś demaskowanie powiązań biznesu i polityki z nauką (chociaż ten aspekt jest tu tematem dominującym), ale odczytać można w tym spektaklu prawdę o zgubieniu człowieka; zgubieniu w sensie zacierania jego śladów personalnych, kosztem eksponowania faktów. Twórcy gdyńskiej realizacji dramatu Zelenki wnikliwie odczytali i subtelnie ujawnili, jak w mechanizmach biznesowo-politycznych gubi się człowieka. Nie odkrywca więc, i nie chorzy, którym jego badania mogą pomóc, są w centrum zainteresowania, ale układy biznesowe, ambicje polityczne, wreszcie zysk. Demon władzy i zysku niszczy nawet najszlachetniejsze więzy przyjaźni. Sztuka Zelenki i jej gdyńska realizacja odkrywają ponurą prawdę o dehumanizacji przestrzeni świata, którą zdaje się tworzyć nie kto inny, jak człowiek właśnie. Wszystko robi się dla czegoś, a nie dla kogoś.

fot. Roman Jocher / mat. teatru

Tytuł oryginalny

NAUKA POD PRESJĄ BIZNESU

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Edward Jakiel

Data publikacji oryginału:

28.04.2022