- Na sukces w tym zawodzie pracuje się zagryzaniem zębów - o operowym szaleństwie przerwanym przez pandemię opowiada śpiewaczka Natalia Rubiś.
NEWSWEEK: Często słyszysz, że nie wyglądasz na śpiewaczkę operową? NATALIA RUBIŚ: Cały czas pokutuje przekonanie, że śpiewaczka musi być otyła i zawsze nosi ze sobą białą chusteczkę. Nic bardziej mylnego. Większość z nas uprawia sport, dba o linię. Największą naszą zmorą jest nieregularny tryb życia. Na scenie zużywamy mnóstwo energii, a spektakle kończą się późno. Kiedy śpiewam w Mediolanie, Chicago czy Paryżu, w miastach słynących z fantastycznej kuchni, trudno odmówić sobie nocnego wypadu do restauracji. Ale na sukces w tym zawodzie pracuje się zagryzaniem zębów. Cały czas trzeba sobie czegoś odmawiać. Czego ty sobie odmawiasz? - Nie mam stałej bazy, z przyjaciółmi widzę się od wielkiego dzwonu, z mężem, tenorem Krystianem Krzeszowiakiem [na światowych scenach występuje jako Krystian Adam - red.] wpadamy na siebie w trasie - razem spędzamy urlop w naszym małym raju na Sardynii albo te dnie i noce, gdy razem występujemy