Wspólnym mianownikiem spektakli, które obejrzałam podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych, mógłby być tytuł jednego z nich - "Rytuał". Każdy z reżyserów rozumiał ten termin inaczej. Rytuałem jest niemal każde przedstawienie Grzegorza Brala i prowadzonego przez niego Teatru Pieśni Kozła. Nie inaczej było z muzycznymi "Portretami Wiśniowego sadu", które widziałam już wcześniej w oryginalnej wrocławskiej scenerii i poświęciłam im na tej stronie wiele dobrych słów. Do takiego teatru się tęskni - kiedy po zakończeniu spektaklu ciągle mocno bije serce. Aktorzy Pieśni Kozła nie grają dla publiczności. Grają dla widza. To jeden z największych sekretów teatru. "A teraz gdzie ten sekret się podział?" - chciałoby się zapytać słowami Raniewskiej i zdumieć się, jak aktualnie brzmi odpowiedź Firsa: "Zapomnieli, nikt nie pamięta". Takie wrażenia towarzyszyły mi niestety podczas "Rytuału" z krakowskiego Teatru im. Słowackieg
Tytuł oryginalny
Nasze Spotkania
Źródło:
Materiał nadesłany
W Sieci nr 19