"OTO nadchodzi koniec świata. Oto nadciąga zbliża się, czy raczej przepełza mój własny koniec świata. Koniec naszego osobliwego świata. Ale zanim mój wszechświat rozpadnie się w gruzy, rozsypie na atomy, eksploduje w próżnię, czeka mnie jeszcze ostatni kilometr mojej Golgoty. Ostatnie okrążenie w tym maratonie, ostatnich kilka szczebli w dół albo 10 górę, po drabinie bezsensu..." Od ukazania się dziesiątego numeru pozacenzuralnego "Zapisu" wypełnionego "Małą Apokalipsą" minęło lat dziesięć. Zmieniło się wiele, może nawet wszystko. Czy aby na pewno pociąga to za sobą pełną dezaktualizację tamtego opisu? Czy i dziś, w żałośliwej spowiedzi otwierającej książkę Tadeusza Konwickiego nie dźwięczą - inaczej niż wtedy, w niezgodzie z autorską intencją - współczesne tony? Na naszych oczach kończy się przecież pewien świat, albo raczej światek. Nie sposób żegnać go z nostalgią. Dla wielu był gniotący, obc
Tytuł oryginalny
Nasze Małe Apokalipsy
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 6