Przetworzyć wszystko w żart i za nic w świecie nie popaść w martyrologię - taki był Jerzy Markuszewski - o zmarłym piszą Anna Bikont i Joanna Szczęsna w Gazecie Wyborczej.
Był jednym z ojców założycieli Studenckiego Teatru Satyryków i współtwórcą radiowego magazynu satyrycznego "Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy". A kiedy nie mógł zabawiać publiczności teatralnej, a potem radiowych słuchaczy - bo zawsze w końcu wyczerpywała się cierpliwość PRL-owskiej władzy i tracił kolejne posady - z równym entuzjazmem, choć bez grosza przy duszy, zajmował się dostarczaniem przyjaciołom rozrywki. Miał na przyjaźń prostą receptę. Po pierwsze - trwać przy przyjaciołach murem, szczególnie kiedy są w biedzie, bo prześladuje ich komunistyczna władza albo są starzy czy chorzy. Po drugie - rozweselać ich. I tak na przykład upierał się, że zdecydował się wziąć udział w głodówce w kościele św. Krzyża w październiku 1979 r. w obronie aresztowanych członków Karty 77, bo "ktoś przecież musiał głodujących zabawiać". To był jego sposób na życie: przetworzyć wszystko w żart, anegdotę, nigdy nie tracić poczucia humoru