"Kobieta bez cienia" w reż. Hansa-Petera Lehmanna w Operze Wrocławskiej. Pisze Magdalena Talik w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Weekend w Operze Wrocławskiej należał do dwóch kobiet. Ewy Michnik, bo mimo trudności udało jej się wystawić dzieło, o którym zawsze marzyła i jednocześnie wprowadzić je na polską scenę operową wypełniając olbrzymią lukę. Jewgieni Kuźniecowej, bo byliśmy świadkami narodzin gwiazdy, która całkowicie przyćmiła amerykańskich solistów i, szczęśliwie, jest solistką wrocławskiej sceny. "Kobieta bez cienia" to opera niezwykle trudna, angażująca zarówno wykonawców, jak i widzów. Pierwsi powinni skoncentrować się na oddaniu szczególnego wysublimowanego brzmienia pełnego przepychu, a jednocześnie fragmentów niezwykle kameralnych, czy wręcz intymnych. Drudzy muszą z uwagą śledzić dość zawiłe losy bohaterów bajkowego dzieła do libretta poety Hugona von Hofmannsthala, by w historii dwóch małżeńskich par "Kobieta bez cienia" angażuje zarówno wykonawców, jak i widzów. (Cesarza i Cesarzowej oraz Baraka Farbiarza i jego żony) zoba