- Problem pseudonimu Prasqual nie wiąże się tylko z trudnościami fonetycznymi mojego nazwiska. To była raczej moja potrzeba duchowa, która się dość długo rodziła - mówi kompozytor TOMASZ PRASZCZAŁEK, autor opery "Ophelia", wystawionej w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Z Prasqualem [na zdjęciu], nie tylko o operze, rozmawia Stefan Drajewski: W 2005 roku "Głos" przyznał Tomaszowi Praszczałkowi Medal Młodej Sztuki. Wkrótce wyjechał Pan z Polski. Było aż tak ciężko, że zdecydował się Pan na pseudonim artystyczny? - Problem pseudonimu Prasqual nie wiąże się tylko z trudnościami fonetycznymi mojego nazwiska. To była raczej moja potrzeba duchowa, która się dość długo rodziła. Prawykonanie "Koncertu altówkowego" było przełomem. Wtedy uświadomiłem sobie, że narodziłem się na nowo, zaczęła się inna droga w mojej twórczości. Wewnętrznie potrzebowałem imienia i odważyłem się ochrzcić na nowo jako artysta. Dlaczego właśnie Prasqual? - Nie chcę o tym mówić. Jako mieszczuch nadal podpisuję się swoim imieniem i nazwiskiem. W sobotę w Poznaniu prapremiera "Ophelii". To nie pierwsza Pana opera, która została wystawiona w teatrze. Lubi Pan scenę? - Nie potrafię bez niej żyć. To było już wi